poniedziałek, 30 października 2017

Od Grunwaldu do Brukseli. Henryk Pająk...

Fragment najnowszej książki Henryka Pająka pt: Stulecie łotrów. Jest to 66 i ostatnia książka autora, która liczy ponad trzysta stron obok których nie można przejść obojętnie.  Książka do nabycia w Wydawnictwie Retro pod nr tel. 81 50 30 616. Zachęcamy do jej czytania i rozpowszechniania.
Wrzesień 2016 to dokładnie 756 lat od wybuchu antykrzyżackiego powstania Prusów (Prusiech). Było to największe i najkrwawsze po­wstanie w średniowiecznej Europie. Okrywa je „tajemnicza” zmowa milczenia. Streszcza się w jednym zdaniu, którym faszerowano (fałszowa­no) i fałszuje się lekcje historii Polski w szkole średniej i wyższej...



„Zakon Krzyżacki sprowadzony z Zachodu do poskramiania pogańskiego plemienia Prusów, pokonał ich i wytępił całkowicie”. Koniec. Kropka.

Prusiechowie należeli do ludów bałtyckich, a z powodu ich ludobój­czego wytępienia przez Krzyżaków, plemię stało się najbardziej tajemnicze, nieznane, niemal wirtualne.

Już od VI-V wieku przed Chrystusem (od 2500) lat zasiedlali oni obszary między Wisłą a Niemnem. Trudnili się rolnictwem, hodowlą, bartnictwem, polowaniami1.

Powstanie trwało 15 lat, z wiadomym już finałem. Nie było żadnych uroczystości z okazji wybuchu i upadku tego powstania. Dlaczego? Bo Pru­siechowie już od 765 lat nie istnieją jako plemię. Zostali wybici do nogi. Do ostatniego wojownika. Do ostatniego dziecka, ostatniej matki, ostatniego starca.

Nie było i nie ma takiego drugiego holokaustu. Niemcy wytępili w dru­giej wojnie światowej kilka milionów żydów, głównie polskich i rosyjskich, ale na świecie nadal żyje około 20 milionów żydów, a w Izraelu przeważał język rosyjski i polski.

Zemsta szlachetnego, rycerskiego Zakonu Krzyżackiego została uznana przez obiektywnych historyków za najbardziej nieludzki holokaust w dziejach ludzkości. Prusiechowie handlowali z Anglosasami, Germanami, Cze­chami a nawet Arabami, co potwierdzają wykopaliska. O sprawach obrony, wyprawach wojennych i podziale pracy decydowano na zebraniach plemiennych. Nigdy jednak nie stworzyli zwartej organizacji plemiennej czy państwowej. Do końca żyli w lokalnych związkach plemiennych. Z tego powodu stali się łatwym łupem krzyżackich krucjat.

Tereny zamieszkałe przez Prusiechów były już około X wieku celami podbojów Duńczyków i Rusinów. Nie udały się misje chrystianizacyjne Woj­ciecha i Brunona. Nieudane były także wyprawy pacyfikacyjne Bolesława Chrobrego, potem Bolesława Krzywoustego. Prusiechowie znający swój teren w porę znikali w lasach. Wypady na Prusiechów urządzali jeszcze inni polscy władcy, na co Prusiechowie odpowiadali akcjami odwetowymi w innych miejscach.

Pewnym przełomem była misja chrystianizacyjna mnicha Chrystiana, który później został tam biskupem. Od tego czasu następne wyprawy „mi­syjne” stały się nieoficjalnymi krucjatami.

Wiele uległo zmianie, kiedy Henryk Brodaty nakłonił księcia Konrada Mazowieckiego do zaproszenia Zakonu Krzyżackiego dla ochrony północ­nych rubieży Mazowsza przed wypadami Prusiechów. Inspiratorem tych misji był Watykan. Konrad Mazowiecki poszedł za radą księcia śląskiego i nadał Krzyżakom ziemię chełmińską. Była to decyzja katastrofalna w późniejszych dziejach Polski, aż po rozbiory i najzupełniej współczesne czasy.

Krzyżacy nie interesowali się zadaniem, z którym przybyli na ziemie polskie. Ich celem stało się założenie własnego państwa, a nawracanie Prusiechów było tylko pretekstem. Pod wodzą Hermana von Balka oddziały Krzyżaków wspierane przez siły polskie, śląskie, pomorskie i zachodnio­europejskie, zaczęły w 1320 roku podbój ziem Prusiechów. Na zdobytych obszarach zakładali zręby państwa krzyżackiego, budując lokalne warownie.

Prusiechowie nie pogodzili się z istnieniem tej obcej narośli na swoich terenach i z siłowym narzucaniem im wiary chrześcijańskiej, choć wielu z nich było już przygodnie ochrzczonych. Krzyżacy znali już determinację Prusiechów w oporze przed najeźdźcami. Na opór odpowiadali krwawym terrorem, a wszystko w imię krzewienia wiary.

Skutek był odwrotny. Ten pastersko-rolniczy lud potrafił walczyć. W 1241 roku wybuchło ich pierwsze zbrojne powstanie. Liczyli na to, że potężna Europa zachodnia, zagrożona najazdem Mongołów, nie udzieli „braciom” krzyżackim skutecznego wsparcia.

Niestety, Krzyżakom przyszli z pomocą książęta piastowscy, którym na­jazd mongolski nie zagrażał. Wsparcia nie udzielił Krzyżakom tylko książę pomorski Świętopełk, zapewne już świadom tego, o co toczy się ta wojna i na co stać „święty” zakon krzyżacki. Światłopełk najechał samozwańcze państwo krzyżackie i walczył z nim przez osiem lat. W końcu uznał się za pokonanego i wycofał z czynnej walki. Tym samym upadło powstanie Prusiechów, a niewielka liczba Prusiechów zawarła z Krzyżakami układ w Dzierżoniu. Zobowiązali się do przyjęcia chrześcijaństwa, lojalności wobec najeźdźców, płacenia im dziesięcin i posiłkowania im w walkach. Krzyżacy otrzymali wobec pokonanych Prusiechów zgodę na sprowadzenie obcej ludności, a wszystko to pod groźbą oskarżenia o niedotrzymanie tych okupacyjnych zobowiązań.

Jednak to Krzyżacy łamali warunki ugody. Po prostu na różne sposo­by terroryzowali Prusiechów jak przedtem. Może by ten brutalny dyktat zwycięzców trwał długie lata, gdyby nie zdradziecki postępek krzyżackiego wójta. Krzyżacy postanowili rozprawić się z najbardziej świadomymi li­derami Prusiechów. Wójt krzyżacki z położonego nad Zalewem Wiślanym Lenzeburga – Volard Mirabilis zaprosił do siebie możnych z najbardziej wojowniczych plemion Natanonów i Warmów na „negocjacje”.

Podczas spotkania kazał ich wszystkich wymordować I tak się stało.

Skutek tej zbrodni okazał się nieoczekiwanym i odwrotnym do zamie­rzonego. Wśród zabitych byli ojcowie Prusiechów wykształconych w krzyża­ckich szkołach rycerskich, którzy stali się braćmi-rycerzami. Na wiadomość o wiarołomnym czynie wójta Mirabilisa porzucili służbę w zakonie, wrócili do swoich plemionom i wszczęli powstanie. Wiedzieli wszystko o zakonie jako absolwenci ich szkół rycerskich. Posiadali też wiedzę o zachodniej Eu­ropie opartej na cesarsko-papieskiej dwuwładzy, w której papieże bardziej czuli się współcesarzami, niż papieżami.

Wiedzieli, jak skutecznie walczyć z Krzyżakami. Byli więc wodzami i przywódcami plemiennymi nieporównanie groźniejszymi, jak ich podstęp­nie wymordowani ojcowie ze starszyzn plemiennych.

Powstanie wybuchło 20 września 1260 roku. Uderzyli jednocześnie na warownie w Pogezarii na Warmii, w Borici, Sambii i Natangii. Palili wsie i wycinali krzyżackich osadników, jeżeli tamci nie zdążyli uciec lub schro­nić się w twierdzach. Prusiechów wsparli Litwini, Żmudzini i Jaćwingowie. Nastał czas krytyczny dla Krzyżaków.

Byli zaskoczeni koordynacją tych ataków, ich siłą. Zamknięci w ob­lężonych twierdzach nie ustępowali. Była to walka na śmierć lub życie. Organizowali wypady z twierdz. Te jednak wpadały w zasadzki, z których powracali nieliczni.

Kiedy w krzyżackich rękach pozostawały już tylko twierdze w Elblągu, Królewcu i Baladze oraz położone w głębi lądu Bartoszycach, papież Urban IV otrzymał od Prusów list. Jego autorstwo przypisuje się wodzowi plemienia Natangów – Herkulesowi Montemu.

Pochodził on z wybitnego rodu plemiennego Montemidów. Był synem księcia Natangów zdradziecko zamordowanego na rozkaz wójta Mirabilisa, i wyjątkowo utalentowanym wychowankiem krzyżackiej szkoły rycerskiej w Magdeburgu, nadto bratem-rycerzem zakonu krzyżackiego porzuconego przezeń na wieść o zamordowaniu ojca. Przerażał Krzyżaków walecznością, odwagą, a zwłaszcza talentem strategicznym i taktycznym. Bywało, że Her­kules przebrany za Krzyżaka organizował „krzyżackie” ekspedycje i wpro­wadzał je w śmiertelną zasadzkę, z której nikt żywcem nie mógł ujść.

W liście do papieża, Herkules Monte zapewniał, że większość plemion Prusiech jest już ochrzczona, a pozostali wkrótce się nawrócą. Podawał przykłady wiarołomstwa i okrucieństwa Krzyżaków w barbarzyńskim po­stępowaniu „rycerzy” krzyżackich z Prusiechami. Wyjaśniał, że walka z Krzy­żakami toczy się tylko z tego powodu.

W końcowej części listu Herkules poddaje ziemie i ludy Prusiech władzy papiestwa. Wynika z listu, że Prusiechowie zdecydowali się na utworzenie własnego państwa na swoich ziemiach, które uznaje zwierzchność biskupa Rzymu.

Urban IV (podobno) nie odpowiedział na ten list i jego deklaracje. Na­łożył na Czechy, Morawy i polskie księstwa obowiązek organizowania wyprawy krzyżowej przeciw buntownikom.

Krucjatę organizowano opieszale i nieskutecznie, toteż następca Urba­na IV, Klemens IV ogłosił w 1265 roku decyzję o organizowaniu następnej wyprawy na „zbuntowanych” Prusiechów.

Wyprawę poprowadził margrabia brandenburski Otton III Pobożny. W 1266 roku wyprawa została przez Prusiechów zdziesiątkowana i wyco­fała się w popłochu.

Rok później (1267) wkroczyła na terytorium Prusiechów „krucjata” licząca dziesiątki tysięcy krzyżowców, dowodzona przez króla czeskiego Przemyśla Ottokara II. Ta ćma uzbierana w zachodniej chrześcijańskiej Europie uratowała Krzyżaków od całkowitej zagłady. Powstańcy walczyli w rozproszeniu jeszcze osiem lat!

W przeciwieństwie do Krzyżaków, nie mogli liczyć na żadną pomoc. Ginęli kolejni wodzowie.

Herkulesa Montei Krzyżacy ujęli podstępnie w 1275 roku. Powiesili go w pobliżu miejscowości Stabłowki – obecnie obwód kaliningradzki – co dowodzi, jak głęboko zapuścili się rzekomi zakonnicy krzyżowcy.

Nawet już po stwierdzeniu zgonu, przebili Herkulesa mieczem. Tak na wszelki wypadek. Dokładnie tak, jak przebito włócznią bok Chrystusa.

Powstanie upadło.

Odwet Krzyżaków i krzyżowców na ocalałych powstańcach, ich ro­dzinach i resztkach plemionach został uznany przez historyków za jedną z najbardziej krwawych, ludobójczych kart historii współczesnej i nie może dorównać nawet późniejszej rzezi amerykańskich tubylców – „Indian”.

Razem z mieszkańcami tamtych terenów unicestwiono cywilizację li­czącą ponad dwa tysiące lat.

Z całą premedytacją została ona celowo „zapomnianą” jako czarna plama sumienia papiestwa i chrześcijańskiej zachodniej Europy2.

Można byłoby snuć różne spekulacje w przypadku zwycięstwa i prze­trwania Prusiechów. Czy ich państwo byłoby równie złowrogie jak państwo krzyżackie? Czy dziś mielibyśmy dostęp do Bałtyku? Państwo Prusiechów byłoby jeszcze bardziej osamotnione, niż sami powstańcy. Krzyżacy nato­miast obrośli w mit pionierskich krzyżowców przecierających szlaki dla pochodu chrześcijaństwa na północny wschód.

Stali się tak zuchwali, cyniczni i butni, że ich ofiarom – Prusiechom nadano nazwę zabitego narodu, a sami stali się Prusami – późniejszymi współsprawcami zagłady Polski razem ze sprusaczoną Rosją carską.

Czy tragiczne dzieje Prusiechów sprzed prawie 800 lat mają jakąś ostrze­gawczą analogię ze współczesnością?

Otóż mają. Konrad Mazowiecki, który „zaprosił” Krzyżaków do po­skromienia Prusiechów, ma swojego zbiorowego odpowiednika w obecnym rządzie i Sejmie. Te dwie agentury obcych najeźdźców „zaprosiły” obce wojska do Polski, aby nas „broniły” przed Rosją. Konrad Mazowiecki ma swój duplikat w osobie ministra A. Macierewicza. Ale Konrad Mazowiecki musiałby być geniuszem, aby przewidzieć tragiczne skutki „zaproszenia” Krzyżaków, natomiast byle kawiarniany strateg może obecnie dokładnie przewidzieć skutki amerykańskiej „pomocy” na wypadek zbrojnego kon­fliktu z Rosją.

Co więcej, Konrad Mazowiecki był całkowicie suwerennym księciem w okresie dzielnicowego rozbicia Polski na księstwa.

A może minister wojny z Rosją A. Macierewicz jest czyimś nomem omen Konradem Wallenrodem nasłanym do Polski?

Byłby to wallenrodyzm wyjątkowo niebezpieczny, podstępny.

Henryk Pająk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze