wtorek, 18 kwietnia 2017

Drugie życie filmu „Wołyń”...

Tekst Jana Engelgarda...Kiedy na jesieni ubiegłego roku film Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń” nie zdobył na Festiwalu Filmowym w Gdyni żadnej poważnej nagrody – uznano to za przejaw poprawności politycznej Jury, które obawiało się nagrodzić film, który w mediach często określano jako „kontrowersyjny”.
Filip Bajon, komentując ten werdykt, a raczej tłumacząc się dziennikarzom, powiedział, że film Smarzowskiego… był za długi o 20 minut. W ustach reżysera, który słynie z tego, że kreci filmy długie i nudne, zabrzmiało to niczym ponury żart...



Ale nie ma tego, co by na dobre nie wyszło. Oto w pół roku później film „Wołyń” okazał się jedynym zwycięzcą Polskiej Akademii Filmowej, która co roku przyznaje nagrody dla najlepszych filmów, aktorów i twórców, czyli tzw. Orły. Film „Wołyń” otrzymał łącznie 9 nagród, z 14 do których był nominowany. Najlepszym reżyserem ogłoszono jego twórcę, Wojciecha Smarzowskiego. Film otrzymał także nagrody w kategoriach: najlepsza scenografia (Marek Zawierucha), zdjęcia (Piotr Sobociński jr), muzyka (Mikołaj Trzaska), montaż (Paweł Laskowski), dźwięk (Jacek Hamela i Katarzyna Dzida-Hamela) oraz kostiumy (Wanda Kowalska, Paweł Grabarczyk, Magdalena Jadwiga Rutkiewicz-Luterek i Agata Drozdowska). Gala odbyła się w Teatrze Polskim w Warszawie.

Można więc powiedzieć, że środowisko filmowe niejako zrehabilitowało się za blamaż z Gdyni. Nie było to trudne, ponieważ film „Wołyń”, bez względu na oceny historyczne, uchodził od samego początku za wybitne dzieło artystyczne. Choćby z tego powodu jest trudny do zaatakowania, mimo że takie ataki były prowadzone na długo przed jego powstaniem. Film ma obecnie „drugie życie”, bo ukazał się na płycie DVD, co zapewne zwiększy liczbę widzów, którzy go obejrzeli. Jest to o tyle ważne, że oglądalność filmu w kinach na terenie Polski była duża, ale liczono, że będzie większa. Wynik ok. 1,5 mln widzów jest w naszych warunkach wynikiem bardzo dobrym, ale jeśli dodamy, że tani kryminał „Pitbull” Patryka Vegi miał co najmniej dwa razy tyle, to jest się nad czym zastanawiać.

Oczywiście filmy historyczne nie cieszą się obecnie aż taką popularnością jak dawniej i nawet filmy o żołnierzach wyklętych „sprzedają się” z trudem – to na „Wołyń” – jak sądzono – czekała cała Polska.
Osobną sprawą jest odbiór filmu zagranicą. Od samego początku został on oprotestowany na Ukrainie, gdzie uniemożliwiono nawet pokaz studyjny dla wybranej publiczności. O tym, żeby film wszedł do kin nie ma mowy. W dosyć licznych wypowiedziach na jego temat dominował i dominuje jeden argument – film służy dyskredytowaniu Ukrainy i jest w interesie Rosji, poza tym, jest „tendencyjny” i szkaluje Ukraińców. Co ciekawe, sporo głosów tego typu wypowiadają ludzie, którzy filmu nie widzieli. Ukraińskie środowiska banderowskie i państwo ukraińskie stara się „powstrzymać” film w granicach Polski, zgodnie z tym, co napisał swego czasu Przemysław Żurawski vel Grajewski, znany stronnik obecnej Ukrainy, który uznał, że ten film powinien być przeznaczony wyłącznie „do użytku wewnętrznego”.

Nic więc dziwnego, że kiedy w ostatnich dniach film prezentowano w Wilnie w ramach festiwalu „Kino Pavasaris” – miejscowi Ukraińcy ostro zaprotestowali. W przeddzień premiery filmu Wileńska Wspólnota i Bałtyckie Stowarzyszenie Ukraińców wyraziło sprzeciw pokazowi filmu. Ich zdaniem przedstawia on „jednostronną i subiektywną wizję reżysera na bardzo bolesne dla obu narodów wydarzenia przeszłości”. Autorzy oświadczenia napisali, że owszem na Litwie panuje swoboda słowa i przestrzegane są prawa człowieka, ale „podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym jest czynem karalnym”. Z kolei apologeta OUN-UPA, Wołodymyr Wiatrowycz, podczas dyskusji jaka odbyła się po projekcji, powiedział: „Choć Smarzowski prezentuje swoje dzieło jako film niezależny, pamiętajmy o tym, że był on częściowo finansowany przez rząd polski oraz Instytut Sztuki Filmowej. Poza tym film tylko pogorszył relacje polsko-ukraińskie. Co gorsze, ukazanie się filmu „Wołyń” wpływa również na pogorszenie konfliktu ukraińsko-rosyjskiego”. Czyli nic nowego.

Sam Wojciech Smarzowski nie ma nadziei, że jego film będzie oficjalnie pokazany na Ukrainie, ale jest przekonany, że będzie on masowo „przemycany” w postaci płyt DVD i oglądany powszechnie. Ma rację, gdyż na Ukrainie większość społeczeństwa wcale nie wyznaje kultu UPA, co narzuca się metodami administracyjnymi. Poza tym, nie ma nic bardziej atrakcyjnego, niż owoc zakazany. On smakuje najbardziej. Jest więc pewne, że film „Wołyń”, jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii – będzie miał „drugie życie”, i to nie tylko w Polsce.

Jan Engelgard

Tekst ukazał się pierwotnie na łamach „Głosu Katolickiego” (Paryż)

Źródło: http://www.mysl-polska.pl/1214

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze