Dziwne to rzeczy się od niedawna w Klasztorze działy...obok najważniejszej ikony Najprzewielebniejszej Mateczki Circostance z gronostajem co rusz nowe się pojawiały...a to ikona Dalajlamy z gronostajem, a to znowu Mahometa z łasiczką...wszystkie własnoręcznie ręką ojca Markusa kreślone...co wieczór na ołtarzu ekumenicznym dwa kadzidła zapalone regularnie bywały...z jednego woń czosnku ukraińskiego subtelnie się unosiło, a drugie o woni saudyjskiego kebaba dla równowagi ekumenicznej miało być równoważone.
Braciszkowie szemrali w klasztornym refektarzu, że duch opętania dotknął ojca Markusa, niemniej w bezsilności swojej nic począć nie mogli. Prosili i błagali, coby ojciec Markus od herezji odstąpił...ale wszystkie działania na próżno by się zdać wydawały...
Złośliwi Braciszkowie, co tak w zasadzie habity swe na kołkach tymczasowo pozawieszali szemrali, że wielka tęsknota za Najprzewielebniejszą Mateczką Circostance okrutnie ojca Markusa trawiła i to ona niejako do obłędu go doprowadziła.
Sam ojciec Markus w celi się swojej na długie godziny zamykając święte ognie palił, coby bałwochwalczy kult cargo za Najprzewielebniejszą regularnie odprawiać...
Co rusz nowe odezwy Braciszków zatroskanych o losy Klasztoru się pojawiały...prośby przebłagalne pod próg celi ojca Markusa, coby choć wspólnie budowany Klasztor ocalił zanim z tabliczką na szyi z napisem "obłąkany" w morskie odmęty za Mateczką Najprzewielebniejszą wyskoczy regularnie co noc zanoszone były.
Na nic się to jednak zdawało...ojciec Markus trwał w swojej wizji nieprzerwanie...twierdził, że nawet choćby się Klasztor Sancte Escobarem nazywać miał, czy choćby Latającym Holendrem złośliwi go zwali, to jednak do niego należy wrzucenie ostatniego kawałka bukowego drewna do dogasającego klasztornego kominka...CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze