niedziela, 15 maja 2016

Nie tylko Wałęsa. Problem z agentami KGB.

Po opublikowaniu w lutym teczki Wałęsy przez wdowę po generale Kiszczaku w kraju zapanował chaos. Ludzie podzielili się na dwie frakcje. Jedni byli gotowi oddać ostatni grosz za swojego byłego lidera a inni przypominali, że podejrzenia trwają już wiele lat i nic tak naprawdę nie zostało do końca wyjaśnione. Teraz pojawiła się możliwość wyjaśnienia tej sprawy do końca gdyż grafolodzy ze znanego krakowskiego instytutu wyrazili chęć dokonania analizy dokumentów.



Wyjaśnienie tej sprawy jednak nie zamknie tej sprawy do końca wiadomo, bowiem że szczególnie w latach siedemdziesiątych polskie służby były ściśle powiązane z wywiadem rosyjskim. W połowie lat 1970, Wałęsa był bardzo aktywnym zwolennikiem idei antykomunistycznych, ale jeszcze się nie kreował na lidera – „Solidarności”, z tego prostego względu, że związek zawodowy został założony dopiero w 1980 roku. Co więc było przedmiotem ewentualnej agenturalnej działalności „Bolka” i jakie dokumenty zostały zabrane z archiwów SB i powędrowały dalej na wschód? To pewnie ciężko się będzie dowiedzieć.

Casus Wałęsy nie jest jednak jednostkowym wypadkiem, który można rozpatrywać, jako coś nadzwyczajnego a co za tym idzie mało prawdopodobnego. W pewnym stopniu sprawę naświetlił emerytowany generał FSB Aleksander Michajłow. „W tych latach kraje Układu Warszawskiego ściśle współpracowały nie tylko w kwestiach wojskowych, ale także przez służby specjalne” – powiedział. Dotyczyło to szczególnie KGB, SB, STASI i węgierskiej AVSZ, które na bieżąco wymieniały się informacjami. „Kiedy służby bezpieczeństwa werbowały kogoś z ruchów opozycyjnych, to nie wybierano liderów, lecz dość obiecujące osoby znajdujące się blisko osób decyzyjnych lub mogące w najbliższym czasie awansować w strukturach”. ” W ten sposób można było łatwo utrzymać zwerbowaną jednostkę pod kontrolą i uniknąć niepotrzebnego ryzyka „.

Sowieckie duchy przeszłości

Oskarżenia o współpracę z KGB w krajach byłego Układu Warszawskiego zawsze były silniejsze i bardziej prawdopodobne niż w Europie Zachodniej. W ubiegłym roku z powodu tego typu oskarżeń opublikowanych przez węgierski dziennik Magyar Nemzet, w tryby maszyny dostał się Bela Kovacs, węgierski eurodeputowany ze skrajnie prawicowej partii „Jobbik”. W artykule poinformowano, że Kovacs nie tylko lobbował na rzecz rosyjskich interesów gospodarczych w UE, ale również otrzymał wynagrodzenie od rosyjskich służb specjalnych. W artykule stwierdzono też, że była małżonka deputowanego Swietłana Kovac Istonina była pracownikiem FSB. Parlament Europejski pozbawił immunitetu Węgra i rozpoczął postępowanie przeciwko niemu w październiku ubiegłego roku.
Podobne oskarżenia wyciągnięto w stosunku do kanclerz Niemiec Angeli Merkel. To było przed ukraińskim kryzysem, gdy stosunki między UE a Rosją pozostawały na przyzwoitym poziomie. Jest wysoce prawdopodobne, że wydarzenia na ukraińskim Majdanie uchroniły niemiecką kanclerz przed wieloma niewygodnymi pytaniami. Podstawą dla nich był fakt, że Merkel urodziła się, dorastał i stawiała pierwsze kroki polityczne w NRD, które było całkowicie kontrolowane przez Kreml. Wielu niemieckich dziennikarzy i media badając jej młodość, gdy Merkel był studentem fizyki na Uniwersytecie w Lipsku zwróciło uwagę na pewne fakty. Wiadomym jest, że co najmniej pracowała ona w FDJ ( oddziale młodzieżowym Socjalistycznej Partii Niemiec) i uczestniczyła w wielu projektach. Ponadto, Angela Merkel, nauczyła się języka rosyjskiego, co nie było zbyt modne w NRD.

W książce Ralph Günther Lachmann i Ralf Georg Reuth „Pierwsze życie Angeli M.”, opublikowanej w 2013 roku, autorzy stwierdzili, że „była ona związana z partią komunistyczną znacznie silniej niż ludzie myślą.” Ponadto, autorzy twierdzą, że jako studentka Merkel prowadziła w partii dział propagandy politycznej, a nie zajmowała się kwestiami kultury, jak wspomniano w oficjalnym życiorysie. Kryzys ukraiński, jednak szybko zgasił te podejrzenia wobec Merkel. Wcześniej krytyczne europejskie media nazywające ją osobistą przyjaciółką prezydenta Rosji Władimira Putina, która promuje niemieckie interesy energetycznych spółek krajowych kosztem unijnych zamilkły nagle. Teraz Merkel konsekwentnie promuje ideę zachowania reżimu antyrosyjskich sankcji i jest przeciwna rosyjskiej akcji militarnej w Syrii.

Włoskie przekleństwo.


Inną postacią prawdopodobnie związaną z KGB był premier Włoch Romano Prodi, który obecnie pełni funkcję specjalnego wysłannika ONZ w Sahelu (region, który oddziela Afrykę Północną od regionu tropikalnego). Zarzuty przeciwko politykowi włoskiemu przedstawione zostały w połowie 2000 roku przez Mario Scaramella. Był on konsultantem w „komisji Mitrochina” we Włoszech w latach 2002-2003. Komisja zajmowała się archiwum oficera KGB Wasilija Mitrochina, który zdezerterował w 1992 roku i wraz dokumentami uciekł do Wielkiej Brytanii. Archiwum zostało otwarte dla publiczności dopiero w 2014 roku. Jednak europejscy politycy i eksperci posiadali dostęp do niego wcześniej, w celu oceny „skali zaangażowania” KGB w sprawach europejskich. Jak twierdzą specjaliści te 22 lata poświęcono też na ukrywanie niewygodnych lub wręcz kompromitujących faktów.

We Włoszech archiwum Mitrokhina szybko zmieniono w instrument presji na Prodi i jego sojuszników z obozu politycznego włoskiej lewicy. Scaramella oskarżył Prodiego o to, że w czasie, kiedy polityk pełnił funkcję premiera Włoch i starał się doprowadzić swego poprzednika Silvio Berlusconiego przed sąd za nadużycia władzy i oszustwa finansowe działał jednocześnie w interesie służb rosyjskich. Ostatecznie, Prodi wybronił się jakoś z zarzutów Scaramella. Niemniej osłabiony polityk nie mógł siedzieć długo na stanowisku premiera. W 2008 roku Prodi musiał odejść, nie mogąc poradzić sobie z kryzysem gospodarczym, a co najśmieszniejsze na jego miejsce powrócił Berlusconi, który nigdy nie ukrywał swojej bliskiej przyjaźń z Putinem.


Norweski problem

Szczególnie długo cień KGB padał na Jensa Stoltenberga, obecny sekretarz generalny NATO, kiedy stawiał pierwsze kroki w polityce był bardzo „lewicowy”. Na dodatek pochodził z rodziny gdzie o polityce wiedziano bardzo dużo, ponieważ jego ojciec, Thorvald Stoltenberg był przez wiele lat ministrem SZ Norwegii. Przeszłość Jensa stała się tematem dyskusji, gdy w 2000 roku dziennikarze NRK – oficjalnej telewizji norweskiej, nakręcili film dokumentalny o nim. Wtedy to po raz pierwszy został on wybrany na stanowisko premiera Norwegii, a dziennikarze próbowali prześwietlić jak najdokładniej „czy obecny premier nie był zamieszany w kontakty z rosyjską agenturą”. W 1970 roku w Skandynawii było szczególnie modne krytykowanie NATO i rozmowy o zagrożeniach związanych z globalnym kapitalizmem. Brał w tym udział też Stoltenberg, który miał wtedy dwadzieścia lat. Początkowo zainteresowana działaniami protestacyjnymi była jego starsza siostra Camilla, która chętnie zaczęła chodzić na socjalistyczne demonstracje i uczestniczyła w działaniach młodzieżowych grup marksistowsko-leninowskich w Norwegii. Młody Jens rzucał nawet  kamieniami w okna ambasady USA w Oslo, by zaprotestować przeciwko kampanii wietnamskiej. W 1980 roku Jens postanowił wykorzystać energię w bardziej konstruktywny kierunku. Stoltenberg rozpoczął pracę w czasopiśmie Arbeiderbladet. Działał też w AUF ( Młodzieżówce Partii Pracy). W latach 1985-1989 był vice prezydentem Międzynarodowego Związku Młodych Socjalistów (IUSY)

Młody i pełen idealizmu Jens nie wyobrażał sobie pewnie, że poprowadzi Sojusz Północnoatlantycki, który potępił za młodu. KGB też zapewne nie spodziewało się, ale też nie wykluczało faktu, że wielka nadzieja norweskiej „lewicy” zajdzie tak daleko.

W każdym razie, jeśli wierzyć telewizji NRK, od połowy 1980 roku radzieckie służby wywiadowcze zaczęły aktywnie interesować się Stoltenbergiem. Z jakim efektem pozostanie na zawsze tajemnicą.

Faktem jest jednak, że polityk utrzymywał kontakt z trzecim sekretarzem ambasady ZSRR w Oslo Borisem Kirillovem. Oficjalnie był on attaché kulturalnym, ale w rzeczywistości był tajnym agentem KGB. Po kilku latach kontaktów, w 1990 roku, Stoltenberg zerwał kontakt z Karlikowem. Rzecz w tym, że najpierw skontaktował się on z służbami specjalnymi Norwegii i poinformował, kim w rzeczywistości był radziecki attaché ds. kultury. Stało się to na krótko przed zaproponowaniem Stoltenbergowi miejsca w parlamentarnej komisji obrony. Dziennikarze NRK odkryli również dokumenty radzieckich służb specjalnych, które potwierdzają kontakty Norwega z KGB. W nich Stoltenberg określany był, jako Стеклов.

Raport o relacjach KGB z Stoltenbergiem ukazał się w 2000 roku i wywołał poruszenie w lokalnej prasie. Informacje NRK potwierdziły służby prasowe, a także norweska policja. Media nie mogły znaleźć jednak dowodu, że ówczesny premier w dalszy ciągu ma związki z sowieckimi agentami.

Dziś Stoltenberg to Sekretarz generalny NATO. Jego powiązania w przeszłości z KGB nikt nie pamięta. W obecnej sytuacji byłoby to bardzo niestosowne. Stosunki między NATO a Kremlem w epoce Stoltenberga przypominają czasy „zimnej wojny”. Niemniej jednak, norweski polityk wielokrotnie podkreślał potrzebę przywrócenia kontaktów w ramach Rady NATO – Rosja. Ponadto, 13 lutego, Stoltenberg powiedział dziennikarzom podczas Międzynarodowej Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, że strony zgodziły się, co do zasady do wznowienia dialogu. Pierwsze spotkanie Rosja – NATO odbędzie się na szczeblu ambasadorów, powiedział Stoltenberg. Żadnych innych szczegółów nie ujawniono.

Wcześniej, w związku z kontaktami z KGB został wskazany i inny wybitny przedstawiciel norweskiej lewicy – Thorbjørn Jagland, szef Partii Pracy. W połowie lat 1990, lokalna prasa powołując się na byłego dezertera KGB Olega Gordijewskiego poinformowała, że Jagland wymieniał informacje z sowieckimi służbami specjalnymi. Zainteresowany zaprzeczył tej informacji. Dziś Jagland kieruje Radą Europy, która obejmuje też Rosję. Podkreślał on wielokrotnie, że mimo obecnego ochłodzenia w stosunkach między Moskwą a UE z powodu konfliktu ukraińskiego i rosyjskich problemów z prawami człowieka, nie będzie przeszkód dla współpracy międzynarodowej.

Brytyjska komedia

Cambridge
Mandatory Credit: Photo by Local World/REX Shutterstock (4795642bt)
Denis Thatcher at Pits Club with David Cameron (on the right)
Cambridge

Opowieść o rzekomej rekrutacji przez obecnych agentów (KGB) brytyjskiego premiera Davida Camerona w ogóle przypomina historię z komiksu. Po raz pierwszy opowieść o 19-letnim Cameronie rekrutowanym przez agentów sowieckich, polityk opowiedział w 2006 roku w radiu BBC. Według niego, stało się to w 1985 roku, kiedy to Cameron, kończąc Eaton, postanowił udać się z przyjacielem do ZSRR. W rezultacie młodzi ludzie byli w Jałcie, gdzie zostali zaczepieni przez dwóch rosyjskich mężczyzn, którzy mówili po angielsku. Po wymianie grzeczności, młodzi Rosjanie zostali zaproszeni do Brytyjczyków na obiad, w trakcie którego, według Camerona, „bardzo grzecznie rozmawiano o życiu w Anglii i o polityce.” Po powrocie do Wielkiej Brytanii, młody Cameron opowiedział tą historię swojemu nauczycielowi. Czuł, że była to próba rekrutowania go przez agentów KGB. O tej fantastycznej rekrutacji 2011 roku ówczesny prezydent Dmitrij Miedwiediew opowiedział żart na spotkaniu z brytyjskim politykiem. „Jestem pewien, że David Cameron byłby bardzo dobrym agentem KGB, ale w takim przypadku nigdy nie stałby się premier Wielkiej Brytanii” – powiedział Miedwiediew.

W 2015 roku stało się wielce prawdopodobne, że rekrutacja nie była rekrutacją, tylko gejowskim podrywem. Tą wersję propagował w „Komsomolskaja Prawda” pisarz Jewgienij Sokołow, co zostało natychmiast podchwycone przez zachodnie media. The Daily Telegraph zorganizował nawet na swojej stronie internetowej głosowanie on-line. Czytelnicy mieli do wyboru najbardziej prawdopodobne, ich zdaniem, wersje zdarzeń z udziałem 19-letniego Camerona. Na podryw gejowski zagłosowało 60% respondentów.

„Głównym problemem z ważnymi osobistościami, które są oskarżane o współpracę z tajnymi służbami – jest to, że jest to praktycznie niemożliwe do udowodnienia, – powiedział Aleksander Michajłow. – Po pierwsze, gdy agenci zdobywają kluczowe stanowiska polityczne, natychmiast przestają być podatni na kontrolę obcego wywiadu. Nawet gdyby chcieli, nie mogą kontynuować aktywnej współpracy, ponieważ informacja o tym może wyjść na jaw w dowolnym czasie i spowodować wielkie szkody wszystkim zainteresowanym stronom. ”

Ponadto, według ekspertów z tej dziedziny, krajowe służby wywiadowcze mają tendencję do niszczenia wszystkich dokumentów, które mogą zdyskredytować „oswojone” ważne osoby z innych krajów. Czasy brutalnego wykorzystywania agentów powoli się kończą a rolę klasycznego agenta przejmuje dobrze umiejscowiony lobbysta.

Źródło: http://www.anty-news.waw.pl/polityka/walesa-problem-agentami/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze