Na początku było tutaj opactwo benedyktynów, była cisza i spokój...braciszkowie dziękowali za to Bogu. Ale w końcu zwiedział się o tym urokliwym miejscu establishment austriacko-węgierski. A to za sprawą miejscowego biznesmena. Iginio Scarpa biznesmen z Rijeki wybudował w wiosce pałacyk letni i nazwał go imieniem swojej żony.
Villa Angollina, (na zdjęciu obok) bo tak nazywał się willa położona nad lazurem morza szybko spotkała się z zainteresowaniem wiedeńskiego dworu...Iginio szybko wyczuł, że będzie to bardzo dobra inwestycja na przyszłość. Przebywała w niej cesarzowa Anna Maria, żona cesarza Ferdynanda, która zafascynowana klimatem rozniosła wieść o Opatiji. Potem już ruszyło, budowano hotele, a w 1873 roku zaczęto budować linię kolejową łączącą Wiedeń z Rijeką. Gdy kolej już powstała, przyjeżdżał do Opatiji sam cesarz Franz Josef Habsburg, który zlecił wybudowanie urokliwego deptaka wzdłuż Zatoki Kvarner...ale o tym później...
Przedpołudniową porą wyjeżdżamy ze wzgórza Kahlenberg i kierujemy się w kierunku Słowenii. W zasadzie Słowenia z widoku autostrady to wysokie, zalesione góry i nic więcej. Wieczorkiem przekraczamy granicę z Chorwacją. Cro nie jest w strefie Shengen, więc obowiązkowa kontrola dokumentów. Potem kilku kilometrowy odcinek autostrady za dwa euro (!!!) i docieramy do naszej dziupli w Ičići.
Bardzo fajny parking z palmami i drzewami figowymi za 10 euro za dobę. Do plaży 50 metrów...kto by chciał porozglądać się wirtualnie po okolicy (widok na plażę) odsyłam pod link (kliknij)...
W Chorwacji jest obowiązek meldunkowy jeśli przebywa się ponad dobę w jednym miejscu. Korzystając jednak z parkingu siłą rzeczy nie wiem, gdzie bym się miał udać. Na kwaterach meldują wynajmujący, a ja nie miałem zamiaru szukać posterunku policji i jeszcze się z nimi dogadywać na migi, więc zastosowałem fortel Drzymały i przemieściłem się po dobie w lepsze miejsce, zacienione praktycznie cały dzień, przez co nie czuliśmy się wieczorem jak w piekarniku. Dochodzi też taxa klimatyczna, którą też jak rasowy "polski janusz" uniknąłem. Ale jak chorwat przyjedzie do mnie to też mu za powietrze, które będzie wciągał nosem nie policzę :))...
Rozkładówka naszego dnia codziennie podobna, rankiem po śniadaniu i kawie idziemy zażywać witaminy D i konserwować się solą morską na plażę, która jest co prawda kamienista, ale nie zatłoczona (w tamtym roku było dużo Polaków, w tym raczej przeważali Niemcy i Włosi), potem około 16-tej kolacja i deptaczek Franza Josefa...kierunek Opatija...
Z Ičići do Opatiji jest jakieś 40 minut pieszo (po lewej zdjęcie wejścia na deptak od strony Ičići), rowerkiem nie można, ale pieszo jest całkiem sympatycznie, no bo gdzież się spieszyć. Deptak został wybudowany dzięki cesarzowi Frazowi Josefowi, z którego korzystała także jego żona księżniczka Sisi dla zdrowotności powietrze morskie głęboko wciągając. Jest historia, że Sisi kochanka tutaj swojego przytulała, którym miał być Gyula Andrássy przywódca powstania węgierskiego. Faktem jest, że Sisi uwielbiała Węgry, a austriacki, siermiężny dwór napawał ją wstrętem. Nie będę się tutaj rozpisywał, zaciekawionych tematem Sisi odsyłam na profesjonalny blog o jej historii (kliknij)...pasjonat znajdzie tam wszystko...
Opatija wieczorem jest przepiękna, gwar, uliczni grajkowie, piękne hotele w barwach i stylu typowo austro-węgierskim... oczywiście jest i komercja jak w każdym takim kurorcie, kukurydza z garnka, kantory wymiany walut, stragany z turystycznymi bibelotami, naganiacze na rejsy po zatoce, na paralotniowe włóczenie za motorówką. Niemniej jest to miejsce urokliwe i w sezonie nie specjalnie przeciążone turystami...na zdjęciu powyżej opatijska aleja gwiazd...
Pora na garść fotek z cesarskiego deptaka i opatijskich klimatów...
CDN...w następnej części Ika, Lovran, Witkiewicz, o syrenie, która wyszła z morskiej kipieli...a potem azymut Wenecja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze