
Przeciętny Amerykanin nie ceni najbardziej wolności, ani honoru, obca mu jest również troska o przyszłość białej rasy. Najważniejszy jest dla niego czek z comiesięczną wypłatą. Wprawdzie sarkał i narzekał, gdy dwadzieścia lat temu System zaczął wysyłać przymusowo jego dzieci do szkół dla Czarnych, ale siedział cicho, bo pozostawiono mu samochód sportowy i motorówkę. Gdy pięć lat temu odebrano mu broń, znów zaczął psioczyć, ale siedział cicho, bo pozostawiono mu kolorowy telewizor i rożen w ogródku. Dziś narzeka, gdy Czarni gwałcą mu żonę, a System wymaga okazywania karty tożsamości przy zakupach w sklepie spożywczym albo w pralni, ma jednak czym napełnić brzuch, siedzi więc cicho. Każdą myśl, jaka lęgnie się w jego mózgownicy, każdy jego pogląd i zapatrywanie podsuwa mu telewizja. Chce za wszelką cenę pozostać osobnikiem “pozytywnie przystosowanym” i robić oraz myśleć to, czego oczekuje od niego System. Krótko mówiąc, przeciętny Amerykanin stał się indywiduum, w jakie od ponad 50 lat usiłuje zamienić go System; “człowiekiem masowym”, członkiem ogromnego proletariatu poddanego skutecznemu praniu mózgów, zwierzęciem stadnym, prawdziwym stuprocentowym demokratą...