Morawieckiemu, czyli pełniącemu funkcję premiera, który mówił swego czasu że: "Polska jest własnością kogoś z zewnątrz" nos nie wydłużył się w tej kwestii ani o milimetr...
Po sieci krąży informacja, że Polska jest zarejestrowana w rejestrze Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych pod numerem 0000079312 jako Poland Republic Of prawdopodobnie jako korporacja zależna od USA. Dostępne pod linkami (https://sec.report/CIK/0000079312), oraz (https://www.sec.gov/cgi-bin/browse-edgar?action=getcompany&CIK=0000079312&owner=include&count=40)
Co ciekawe, oprócz adresu siedziby 233 Madison Avenue
New York NY 10016 podaje się też adres mailingowy do... Ministerstwa Finansów na ulicy Świętokrzyskiej 12 w Warszawie.
Końcem lutego 2020 roku do Rzecznika Praw Obywatelskich wpłynęła skarga w której skarżący zawarł kwestie, że pod pozycją Poland Republic Of którego którego logo jest tożsame z godłem Polski, ale także opis i dalsze informacje wskazują, że Ministerstwo Finansów zarejestrowało Polskę jako korporację, lub firmę.
Rzecznik skargę złożył na ręce ministra MSZ Jacka Czaputowicza z prośbą o odpowiedź. Być może skarga przepadła w czeluściach ministerstwa, być może ta "pandemia" spadła rządzącym jak z nieba i pod tym płaszczykiem można zakryć wszystko co niewygodne. Wszystkie puzelki powoli układają się w pełną układankę, dlatego jest coraz więcej amerykańskich żołnierzy, które pandemii się nie boją, coraz większe szarogęsienie się naszprycowanej botoksem Żorżety et consortes...
Kto kiedykolwiek prowadził własną firmę to wie, że w firmie wszystko musi być policzone i skatalogowane...to samo dotyczy pracowników. Jeśli się okaże faktycznie, że Polska jest korporacją, to oprócz obszaru i bogactw naturalnych, wód, lasów własnością "kogoś z zewnątrz" będą także ludzie...oczywiście będą mieli wybór, nikt do pracy nie zmusi, bo zawsze będą mieli możliwość opuszczenia firmy jeśli się nie spodoba. Tak działają korporacje...
Jak to się stało, że "ktoś z zewnątrz" ma tak potężną wiedzę na temat wszelkich zasobów obcego przecież państwa, a zasadniczo z taką lekkością porusza się po jego terytorium?
Niektórzy twierdzą, że stało się to w 2002 roku za rządów SLD-PSL, kiedy to za walizkę dolców, którą dostali towarzysze za stworzenie tajnych wiezień CIA w Starych Kiejkutach.
Ale myślę, że trzeba cofnąć się o 17 lat wstecz, czyli do roku 1985, kiedy w państwie nad Potomakiem witany był niemal z honorami pewien wojskowy watażka.
To ten sam kraj w którym ówczesny prezydent Ronald Reagan w geście "solidarności z narodem polskim" zapalał świece w oknie Białego Domu tłumacząc, że naród ów został zdradzony przez własny rząd, aby potem bez oporu gościć na terytorium tegoż przedstawiciela rządu, czyli Wojciecha Jaruzelskiego.
Niektórzy uważają, że to było niejako genesis odsprzedania Polski. Piszę odsprzedania, ponieważ wcześniej była własnością "kogoś ze wschodu". Oczywiście wizyta Jaruzelskiego w USA , a zasadniczo jej przebieg była bardzo nietypowa.
Spotkanie w swojej najważniejszej formie odbyło się w siedzibie Davida Rockefellera i praktycznie nie ma z tego spotkania, które nota bene przekroczyło o 15 minut zaplanowanego godzinnego czasu żadnej notatki. Są tylko zapiski Brzezińskiego, ale ich charakter można określić jako "pod publikę", czyli mało co znaczące slogany...zresztą Brzeziński doradca i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego prezydenta Cartera w latach 1977-1981 doskonale wiedział co wrzucać, aby naród nad Wisłą nie zwietrzył podstępu.
David Rockefeller, który na ówczesne czasy dysponował majątkiem "tylko" około 3 miliardami dolarów widział w tej wizycie raczej wizje agresywnych maksymalizowań zysków dla swojej Fundacji Rockefellera i funduszy Rockefeller Brothers Fund...poniekąd dzisiaj widzimy u nas wielkie wpływy owych instytucji...
Oczywiście nie da się zrobić dobrego biznesu z potężną maksymalizacją zysków, bez cennych informacji. To nie nowość, że wielkie korporacje posługują się agentami, którzy zajmują się tzw "szpiegostwem gospodarczym". Aby zrozumieć dlaczego po 4 latach po spacyfikowaniu narodu watażka Jaruzelski jedzie za ocean trzeba cofnąć się jeszcze o kilkanaście lat, czyli do roku 1971.
Wtedy to pułkownik Ryszard Kukliński nawiązuje współpracę z amerykańską komórką CIA. Przez niektórych uważany za zdrajcę, przez innych za wielkiego bohatera narodowego. Ja do osoby Kuklińskiego podchodzę na chłodno, ponieważ oficjalna narracja jest taka, że Ryszard Kukliński podjął współpracę, aby ratować Polskę, na której terytorium ówczesne ZSRR (niby sojusznik) chciało zrobić atomowe przedpole do konfrontacji z tzw "Zachodem". Tym samym sprowadzić zagładę. Ale dziś wiemy także, że i ten sam "Zachód" planował także podobny scenariusz, więc ta narracja dla mnie jest zupełnie nie do przyjęcia.
Faktem natomiast jest, że Ryszard Kukliński przekazywał przez 10 lat mnóstwo informacji. Tak mnóstwo, że sami amerykanie stwierdzili w końcu, że nie mogą na bieżąco ich trawić.
Co takiego, oprócz instalacji wojskowych i planów Układu Warszawskiego jeszcze przekazywał Kukliński? Tego pewnie się nie dowiemy, ale możemy się domyślać, że "ktoś z zewnątrz" pozyskał dzięki niemu przez 10 lat bardzo wiele innych, cennych informacji, które przetwarzał przez dziesięciolecia, aby swoimi mackami opleść nasz kraj...
Oczywiście zawarłem w tekście swoje hipotezy zupełnie świadomie. Poszlaki potwierdzające, które się pojawiają ostatnimi czasy w przestrzeni politycznej, czy państwowej świadczą o takim stanie rzeczy. W naszym kraju wszystko jest już policzone i skatalogowane: powietrze, lasy, wody podziemne i nadziemne, surowce naturalne, uzbrojenie wojska, dane personalne, statystyki ludności, ich majątki, kataster, długi, zyski, obrót towarowy, kondycja zdrowotna tubylców, ich mentalność, podatność na stres, wszelkie dokumenty, koncesje, pozwolenia, zezwolenia, konsumpcja i wszelkie nurtujące słabości.
To wszystko jest już pod pełną kontrolą "kogoś z zewnątrz"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze