Zmarł Stephen Hawking, niepełnosprawny astrofizyk, który ostatnimi czasy opowiadał żałosne dyrdymały, jakoby ludzie musieli w ciągu 100 lat opuścić ziemię, gdyż grozi ludzkiej rasie wyginięcie. Szkoda, że nie nakreślił w jaki sposób ludzkość miałaby opuścić choćby orbitę ziemską, skoro przeszkadzają w tym tzw Pasy van Allena (mocne promieniowanie okołoziemskie) i gdzie się udać, gdyż w naszym Układzie Słonecznym żadna planeta nie nadaje się do zamieszkania. A może Hawking miał na myśli opuszczenie Ziemi nie w powłoce człowieczej tylko może w jakimś formacie duchowym co byłoby to oczywiście bardziej prawdopodobne? Tego się już nie dowiemy...
No cóż nie będę tak szczegółowo rozkminiał tematu, natomiast pan Hawking, jako kapelan projektantów Nowego Porządku Świata (NWO) był zwolennikiem tzw Rządu Światowego, czyli jakby tak kolokwialnie ująć był zwolennikiem powołania jednego kapo w tej globalnej, ludzkiej wiosce. Oczywiście kto kumaty to wie, że chodzi o pełną kontrolę nad ludzkością...
Dziś przeczytałem kuriozalny komentarz, jakoby cytuję: "z chwilą śmierci Stephena` Hawking`a - ludzkości od razu bardzo spadło IQ."...zarżałem jak koń, ponieważ akurat mnie zaraz logicznie się skojarzyło, że pan Hawking jako zadeklarowany ateista w ramach swojego IQ niemal całe swoje życie snuł różnej maści teorie, które tak de facto były wyrażeniem na pewno jakiejś jego wiary w coś...przypomnę, że ateista w nic nie wierzy. Bardziej bym się skłonił, do stwierdzenia, że był dosyć kreatywnym baśniopisarzem, który miał dosyć sprawny umysł, aby snuć wiele wątków, które jednak sprowadzały się do poznania sensu istnienia jednostki ludzkiej ale niestety tylko w jej materialnym wymiarze. Ale żeby od razu sprowadzać śmierć Hawkinga do obniżenia IQ ludzkości...no dosyć zabawna ekwilibrystyka :) Tak w zasadzie pan Hawking przez pryzmat swojego cielesnego cierpienia zawężał swoje pole tylko do materii, a teoria podróży w czasie, czy odwiedzin kosmitów pomagała mu w tworzeniu swoistej religii, która jak mawiał "klasyk" jest "opiumem dla ludu". Nie dziwie się wcale, że w związku z powyższym dziś tak wiele światowych, medialnych płaczek opłakuje śmierć "najwybitniejszego umysłu"...to w zasadzie już od dawna wpisuje się w ogólnoświatowy trend wszczepiania tybylcom, czyli mieszkańcom Ziemi umysłowego matrixa. Trend ten jest prosty w swojej logice...jak mainstream płacze, to znaczy, że odszedł ktoś "ważny"...tak zakodowane mają mieć w umysłach mentalni niewolnicy.
Hawking poszukiwał, poszukiwał w najodleglejszych zakątkach galaktyki sensu ludzkiego istnienia...nie przyszło mu do głowy, że nie trzeba wcale udawać się do jednej z najodleglejszych galaktyk Wszechświata, Uranii, aby odkryć sens swojego istnienia...wielu sławnych ludzi odkrywało to na Ziemi...no ale naukowy świat i wogóle "ten świat" takich nie opłakuje, a wręcz woli o nich milczeć...
Ale najciekawsze jest to, że facet, który deklarował się jako ateista potwierdził naukowo, że nie ma czegoś takiego jak ateizm. No i to jest najfajniejsze...ateistyczne samozaoranie...
Ps: Światowi ateiści pewnie będą mówić, aby "ziemia mu lekką była"...ja jako chrześcijanin polecam go Bożemu Miłosierdziu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze