Forum Kogutów Niepoprawnych i Niezależnych... pierwszy, prawdziwy Koguci Huffington Post...
czwartek, 1 maja 2014
Klasztor...(3)
W Klasztorze nadal panował duch buntu… tak codziennie w klasztornym refektarzu przed posiłkiem sugerowała Mateczka Najprzewielebniejsza…wszyscy mieszkańcy Klasztoru jednak nie ducha buntu się bali, dobrze wiedzieli, że byt ten został stworzony na potrzeby zachowania dyscypliny w Klasztorze, ale i tak działał na Braciszków i Siostrzyczki jak płachta na byka. Zbliżały się klasztorne rekolekcje i to bardziej wywoływało gęsią skórkę na plecach. Wydawałoby się, że Mateczka Najprzewielebniejsza zna wszystkie myślozbrodnie, które penetrują umysły mieszkańców Klasztoru, ale warunkiem oczyszczenia się z tychże myślozbrodni jest publiczna spowiedź, która była przewidziana podczas pokutnych rekolekcji...
Mateczka Najprzewielebniejsza znała grzechy wszystkich mieszkańców Klasztoru…ale i tak co jakiś czas organizowała rekolekcje, aby Braciszkowie i Siostrzyczki mogli się oczyścić…oczywiście patent na oczyszczenie penitentów miała w Klasztorze tylko Najprzewielebniejsza, więc znowu blady strach padł na społeczność klasztorną…wszyscy wiedzieli, że jak kto zatai jaki grzech, to Mateczka i tak w swojej wizji widzi, czym kto i jak grzeszy…więc i tak nieszczęsny grzesznik podwójnie odpokutuje gdyż wystawiony będzie na widok publiczny.
Na dziedzińcu klasztornym ustawiano wielki konfesjonał, w którym Najprzewielebniejsza zasiadała w godzinach porannych, a także wieczornych, przez południe udawała się na lancz…czasem przesłuchanie przeciągało się to do trzeciej straży nocnej po północy…Matka Najprzewielebniejsza była prawie jak męczennik słuchalnicy.
Niestety popłoch zrobił się w Klasztorze nieprzeciętny…bunt wzmagał się z godziny na godzinę…jedni wywalali swoje pisma z klasztornych celi na dziedziniec klasztorny i publicznie je podpalali, inni opuszczali Klasztor „po angielsku” rzucając się beztrosko z okien w morskie odmęty, jeszcze inny już na wiele dni przed rekolekcjami wiązali prześcieradła, aby spuścić się po nich bezpiecznie na sam dół skalistego fiordu…
Tylko Brat Karolek, nie zwracając uwagi na te, jakże dantejskie sceny pogwizdując sobie w klasztornej kuchni, myje ze stoickim spokojem sałatę, degustując z rozkoszą mszalne, białe winko z klasztornej piwnicy…
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze