wtorek, 15 marca 2016

Orban chce Międzymorza, Kaczyński Judeopolonii, Sakiewicz UPA...

Z bloga Zygmunta Wrzodaka...
Obawiam się, że głównym celem Dudy, Kaczyńskiego i całego ich obozu jest powrót do idei Międzymorza, czyli federacji państw Europy Środkowej i Wschodniej, a właściwie docelowo nie Międzymorza, ale Judeopolonii.
Orban chce Międzymorza, Kaczyński Judeopolonii, Sakiewicz reaktywacji UPA. W co grają Kaczyński i jego giermek Sakiewicz?


Obaj ziali nienawiścią do Orbana za prorosyjska politykę rządu Węgier, dziś staja w pierwszym szeregu piewców Orbana, który przecież frontu prorosyjskiego nie zmienił.
Sakiewicz świętował dziś 15 marca w Budapeszcie wraz z Węgrami ich niepodległość. Ciekawe, że w 2015 r. odwołał wyjazd klubów GP na Węgry, tłumacząc to pro - putinowską linią rządu Orbana. Orban nadal trzyma z Rosją, ale Sakiewicz zmienił front w ślad za swoim przywódcą i sponsorem swoich wydawnictw Jarosławem Kaczyńskim. Kaczyński w lutym 2015 r. buńczucznie odmówił spotkania z Orbanem, by w styczniu 2016 spotkać się z przywódcą Węgier. Tylko czy ich dalekosiężne cele pokrywają się?
W braterską miłość Kaczyńskiego i jego wiernego giermka Sakiewicza do Węgrów nie wierzę. We wspólnotę celów też. Dla Orbana każdy sprzymierzony z jego krajem broniącym się przed potopem arabskim wzmacnia jego siłę wobec antychrześcijańskiej polityki UE, zagrażającej Węgrom. Zalew uchodźców to dla rządzącego PiS też zagrożenie, bo zdają sobie sprawę, że Polacy nigdy nie zaakceptują takiej mieszanki kulturowej, jaka powstała w Niemczech czy Szwecji. Orban nie poparł Majdanu jak Kaczyński, który czynnie wspierał neobanderowców i co najważniejsze Orban upatruje siłę swojego kraju w umacnianiu więzi z Rosją, a Kaczor i Sakiewicz wręcz zieją nienawiścią do Putina i Rosji jako takiej, na każdym polu, od polityki, geopolityki, po gospodarkę i kulturę, a nawet religię.
Obawiam się, że głównym celem Dudy, Kaczyńskiego i całego ich obozu jest powrót do idei Międzymorza, czyli federacji państw Europy Środkowej i Wschodniej, a właściwie docelowo nie Międzymorza, ale Judeopolonii. I tu upatrywać może Kaczyński jako doraźnego sprzymierzeńca, w drodze do tego celu, Orbana. Doraźne cele mogą połączyć tych dwóch tak diametralnie różnych w swoich poglądach i systemach wartości polityków. Ale to romans chwilowy. Orbanowi chodzi o dobro Węgier i Węgrów, Kaczyńskiemu o dalsze podporządkowanie i tak już zniewolonego narodu polskiego planom Rotschilda i Sorosa.
Dziś święto narodowe Węgier i Sakiewicz znów zjechał do Budapesztu z podległymi klubami GP. Premier Węgier specjalnie podziękował przybyłym na uroczystości Polakom, podkreślając: „Tak jak podczas naszej tysiącletniej wspólnej historii również teraz stoimy przy waszym boku w walce, którą toczycie o wolność i niezależność waszej ojczyzny”. Ale czy ktoś pamięta, że rok temu, w marcu 2015 Sakiewicz odwołał wyjazd na Węgry, a szef klubów GP tak to skomentował: „Najważniejszym powodem podjęcia takiej decyzji było nasze przeświadczenie, że wyjazd do Budapesztu na Święto Narodowe Węgrów będzie wykorzystany do ataków na Kluby „Gazety Polskiej” i na całe środowisko Strefy Wolnego Słowa. Wykorzystają ten fakt przede wszystkim ci wszyscy, którzy do tej pory wiernie służyli Władimirowi Putinowi i w każdy możliwy sposób tępili słowa prawdy jakie padały z naszej strony na temat polityki Rosji wobec Polski i innych krajów. Nasz wyjazd na Węgry zostałby przedstawiony jako pro - putinowska akcja i utożsamienie się z polityką Kremla”.
Co ma utożsamianie się z narodem węgierskim, wspólne świętowanie z nimi niepodległości, z politycznymi ruchami? Najwyraźniej nie to było celem głównym, ale mamienie Węgrów o rzekomej demokracji i wolności, a o jaką wolność chodzić może to widzimy od 1989 r. w Polsce.
Ta zmiana frontu Sakiewicza zbiegła się z decyzją Kaczyńskiego, który w lutym 2015 r. nie przyjął zaproszenia na spotkanie z premierem Węgier Viktorem Orbanem, który, jak poinformował szef klubu PiS Mariusz Błaszczak „burzy solidarność europejską”. Od wybuchu kryzysu na Ukrainie, węgierski premier wyrażał ubolewanie z powodu oddalania się Unii Europejskiej od Rosji i przestrzegał przed zbyt pochopnymi ocenami polityki Kremla. Co więcej w tamtych dniach prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin złożył wizytę w Budapeszcie, a Orban po rozmowach z Putinem, poinformował, że Rosja i Węgry osiągnęły "polityczne porozumienie" w kwestii kontraktu gazowego i że wizyta prezydenta Rosji przyniosła gospodarcze i polityczne korzyści Węgrom. W lutym tego roku Orban złożył wizytę w Rosji i po spotkaniu z Putinem zapowiedział, że „automatycznego przedłużania sankcji wobec Rosji już nie będzie”.
W styczniu 2016 r. Orban spotkał się z Kaczyńskim w Nidzicy. Spotkanie było owiane tajemnicą, ale obaj byli po spotkaniu zadowoleni. Szczególnie zadowolony był Orban, ponieważ zagwarantował Polsce, że Węgry będą przeciwni ewentualnym sankcjom UE przeciw Polsce i będą pomagać na arenie międzynarodowej Polsce. Oznacza to, że Orban buduje ,,Wielkie Węgry” i na tym etapie musi pomagać słabiutkiej Polsce, oznacza to też, że słabiutka Polska jest na marginesie geopolityki i ,,Wielkie Węgry” muszą pomagać takiej Polsce. To ważny sygnał dla innych krajów z grupy Wyszechrackiej, kto jest liderem w tej części Europy.
Co do Sakiewicza, to on po spotkaniu w Nidzicy Orban – Kaczynski dostał zlecenie zapałania ponowną miłością do Węgier. Już Sakiewiczowi, którego gazety wręcz zieją nienawiścią do Putina, „wstrętna” polityka Putina nie wadzi, chociaż nadal zoologiczną nienawiścią antyrosyjską pała Macierewicz, którego rola agenturalna jest chyba każdemu trochę przytomnemu Polakowi znana..
„Victor Orbán został Człowiekiem Roku 2013 „Gazety Polskiej”. Czołowi politycy Prawa i Sprawiedliwości mówili wówczas o projekcie „Budapesztu nad Wisłą”. Jednak po wydarzeniach na tzw. Majdanie doznali oni pro - ukraińskiego kociokwiku. Podczas gdy Victor Orbán pozostał w motywacjach i działaniu konsekwentny – kierował się racją stanu swojego państwa i swego narodu, polscy politycy zaczęli kierować się doraźnym interesem okupacyjnych włądz ukraińskich. Być może czynili tak nie ze złej woli nawet. Przyczyną była raczej swoista choroba, którą ja nazywam „pokąsaniem Giedroyciem”, Marcin Palade „polityką postjagiellońską”, a która tak naprawdę jest niczym innym jak świadectwem nieumiejętności uwolnienia się w myśleniu o geopolityce od paradygmatu, widzącego na wschodzie zagrożenie jedynie ze strony rosyjskiej.”
Właśnie te mrzonki środowisko Kaczyńskiego próbuje wprowadzać w życie od czasu inwazji „KORników”, wcześniej komandosów.
Zygmunt Wrzodak
15.03.2016 rok

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze