Strony

czwartek, 2 lutego 2017

Podróże turystyczno-polityczne...zwiedzamy Košice...

Długi weekend 2016 roku...rozochoceni podróżą do Ziem Odzyskanych (link) planujemy dalej...miałem plan, spenetrowanie Budapesztu. Niestety nie wybraliśmy się do Budapesztu w ten długi, majowy weekend ze względu na kiepską prognozę pogody. I nie czekając na politowania godne widoki moich Rodaków stojących w korkach na tych naszych "polskich drogach" ruszyliśmy zwiedzać Słowację Wschodnią, a bardziej miasto Košice...


Wybraliśmy się w sobotę i generalnie najlepiej dojechać do Košic w samo południe w sobotę. Parkingi po trzynastej w sobotę i całą niedzielę, aż do poniedziałku do 7:30 h są gratis. W inne dni tygodnia 1 euro za godzinę, ale w godzinach od 18:00 do rana, czyli 7:30 znów są za free.


Niestety w Košicach kempingów jak na lekarstwo, gdzieś wyczytałem, że na ulicy Alejovej jest, ale to koło 11 km od centrum miasta i jakieś totalne zadupie...postanowiliśmy się przenocować w centrum miasta na parkingu...a co, jedziemy po bandzie:))


Trafiliśmy na parking "od Dargov", przy samej starówce i obok Hotelu Hilton...tutaj to miejsce w googlach, można oglądnąć dookoła...link

...śmiałem się do żony, że praktycznie spaliśmy w Hilton, tylko z tą różnicą, że to był nasz prywatny Hilton i zupełnie za free. Trochę było obaw, bo opodal jest klub nocny Galaxy i kręciło się różnych indywiduów bez liku, ale w zasadzie całą noc stał obok nas patrol słowackiej policji, chyba pilnowali tego Klubu, tak myślę...ale i myśmy skorzystali, "anioły stróże" ze słowackiej policji pilnowały nas cały czas, aby nasz sen w naszym wozie Drzymały trwał bez zakłóceń:))

Widok z naszych okien mieliśmy...wprost na Katedrę św. Elżbiety...cóż więcej chcieć...



























Akurat w sobotni wieczór na scenie pod Katedrą (na zdjęciu w oddali) jakiś śniady gość wyciskał ze swojej gitarki fajne kawałki Gipsy Kings...

Poniżej spacer popołudniową porą po starówce...




































































































Powyżej Hotel Hilton...ten oryginalny :))


































A to nasz hilton na kółkach...powyżej na zdjęciu tam w oddali po prawej































Grające drzewo, a poniżej grająca i tańcząca fontanna...filmik nie jest niestety mój, bateria padła w komórce ale na przyszłość się bardziej postaram...





No i tak na włóczeniu się beztrosko po starówce minęła nam niedziela...

Poniedziałek przywitał nas ładna pogodą, więc po śniadańku i kawie, planowaliśmy dalej...  

Ponieważ w poniedziałki muzea są nieczynne postanowiliśmy pojechać do koszyckiego ZOO...niestety totalnie przereklamowane...co prawda wyczytaliśmy, że to największe ZOO w regionie, ale tylko powierzchniowo, bo zwierzaków mają dużo mniej niż w krakowskim. Trzeba się nachodzić i choć tyle dobrze było, że co kilka wybiegów były huśtawki dla dzieci, żeby się maluchy mogły wyszaleć...

Wita nas paw...wolny strzelec, wychodzi też poza bramę ZOO...
































Poniżej żona Króla Juliana przyszła nam pokazać następcę tronu...kto ogląda Pingwiny z Madagaskaru, to siedzi w temacie...
































Poniżej dziadek małpa wygrzewał się na ławeczce kierując swoją facjatę do słoneczka...



























Zwierzęta zupełnie nie zwracają uwagi na ludzi...totalna olewka, kto by zwracał uwagę na jakieś dwunożne gatunki:))


tego samego dnia postanowiliśmy się przejechać  dziecięcą kolejką, nazwa oryginalna Detská železnica (link), która dojeżdża do parku linowego Alpinka, Tarzania...niestety w poniedziałek nieczynna, więc porobiliśmy sobie tylko fotki...a ja znalazłem ujęcie wody i nie omieszkałem napełnić zbiornik w kamperze...



















































































































Chwila wytchnienia w podkoszyckich lasach...


Co można jeszcze zobaczyć w Košicach? Ano Basztę Kata i Radoszto...(link)...wogóle polecam tą stronkę o Košicach, jako kopalnia wiedzy przy planowaniu zwiedzania...(link)

Franciszek II Rakoczy jako ten, który pokazał Habsburgom gest kozakiewicza jest na Słowacji uznawany jako osoba kontrowersyjna, niemniej nie przeszkadza Słowakom zarabiać na nim dutki...Pani przewodniczka na moje pytanie, jak go postrzegają stwierdziła, że przez niego zginęło dużo ludzi, więc dlatego jest kontrowersyjny...bilet rodzinny 10 euro...

Bratanki jednak przyjeżdżają i składają wieńce pod jego pomnikiem, dla Węgrów jest bohaterem...jakby tu nie zrobić fotki z pomnikiem lokalnego Darth Vadera:))































Tutaj poniżej mieszkanie kata...bogobojny był, pewnie przed każdym sadystycznym obowiązkiem modlił się żarliwie:))




































































Naszyjnik kata...






















I katownia...







































































A tutaj zasiadał sam Rakoczy...


























I palił śmieszne fajki...







Korzystając z chwili, że pani przewodniczka się oddaliła pozwoliłem sobie przymierzyć ten gustowny szyszak...Franciszek Rakoczy miał taki sam rozmiar głowy...































Warto też zobaczyć najstarszą uliczkę w Košicach...taką rzemieślniczą można by rzec...

































Dom stolarza...































Dom garncarza...























































U Kohuta...

















































Dom kowala...






No i te słowackie określenia...zawsze uważałem, ze z tą wegetariańską żywnością to jest coś nie tak :))...niech vegetariany wiedzą, że na Słowacji zjedzą tylko "góvinda"
































Polecam także Słowackie Muzeum Techniki...dla chłopaków bardzo ciekawe...(link)

Trafiliśmy także na dni Eurokołchozu Košicach...chciałem zrobić zdjęcie "kołu fortuny", którym kręcili potencjalni konkursowicze wiedzy o Eurokołchozie...


















































No i załapałem się na trzy arcyboleśnie durne pytania...wymień jedną kreskówkę z Polski, jakie góry leżą na pograniczy Słowacji i Polski (czy to Tatry Wysokie, czy Karpaty Białe) i kiedy Polska weszła do Unii Europejskiej...potknąłem się na ostatnim...ha:))

Niemniej nagrodę dostałem, gdyż młodzi komsomolcy stwierdzili , że się kwalifikuję...dostałem podkoszulkę, folder ze słowackimi komisarzami Eurokołchozu i odblaskową opaskę na rękę, a wszystko to opatrzone logo tegoż właśnie kołchozu...

Nie wiem tylko, czy śmiać się, czy płakać...

































Była też prezentacja szkół, oraz pokaz mody ...co tu gadać, młode pokolenie jest fachowo gospodarowane przez aktyw jewropejski...





































Ostatni rzut okiem na Katedrę...












































Wieżę św. Urbana

















Wejście do kościoła Franciszkanów z piękną szopką betlejemską...




























Po czym kończymy naszą wizytę w Košicach...miło dziś wspominać...polecam wszystkim na zbliżający się majowy weekend...

W następnej części...podróż "Od morza do morza"...czyli od Bałtyku po Morze Śródziemne..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze