Z bloga Pokutującego Łotra...Amerykański publicysta Ed Klein – były redaktor naczelny The New York Times Magazine – opowiedział w opiniotwórczym programie telewizyjnym Steve Malzberg Show, o rozmowie telefonicznej, jaką nazajutrz po wygranych przez Donalda Trumpa wyborach odbyła z Hillary Clinton jedna z jej przyjaciółek. Hilaria miała przepłakać całą noc, a rano ataki szlochu nadal nie pozwalały jej mówić. Ze szczątków narracji, informatorka Kleina zrozumiała, że winowajcą swej wyborczej klęski Hilaria czyni Jamesa Comey’a, szefa FBI, który tuż przed wyborami rozpętał skierowaną przeciw niej „aferę emaliową”...
Obwiniała też swojego „mentora”, Obamę, o to, że nie zrobił dla niej „wszystkiego, co mógł”. Dopytywana o szczegóły, uzupełniła, że przecież „mógł o wiele wcześniej uciszyć Comey’a”. https://www.youtube.com/watch?v=S-KOIhE87AU
Z rozmowy tej wyłania się – zdaniem amerykańskiego komentatora – obraz osobowości psychopatycznej, niezdolnej do uznania własnych win, nawet w obliczu oczywistych dowodów, w postaci jej obfitej korespondencji jako Sekretarza Stanu. Jest to obraz przerażającej korupcji i zbrodni – jak choćby sfinansowanie ludobójczej organizacji ISIS, utworzonej na Bliskim Wschodzie przez USA za pośrednictwem Kataru i Arabii Saudyjskiej. Pomijam inne „smaczki”, nad którymi znęcają się dziś prawicowe media amerykańskie, jak kontakty Hilarii z czarownikami, np. słynne już teraz w świecie „Spirit Cooking” czyli orgie „gotowania dusz” w domu ikony Hollywoodzkiego świata czarnej magii, Mariny Abramovic, w których miał uczestniczyć John Podesta – szef kampanii Hillary Clintonhttp://vigilantcitizen.com/featured/chairman-clintons-campaign-john-podesta-attended-occult-spirit-cooking-dinner-hosted-marina-abramovic a także związki Fundacji Clintonów z działającą w Waszyngtonie pedofilską szajką Jeffrey’a Epsteina http://www.anonews.co/fbi-clinton/. Jest to zaledwie czubek góry lodowej: pierwsze z brzegu emaile z dziesiątków tysięcy, które czekają na przejrzenie przez FBI.
Ta nieszczęśliwa kobieta, oślepiona złymi duchami, wśród których dominuje demon obłąkańczej pychy, jest niezdolna do tego, aby ujrzeć własne niegodziwości. Tym bardziej nie potrafi z głębszej, duchowej perspektywy, dokonać oceny tego, co w ostatnich dniach wydarzyło się w USA. Dojrzeć w tym znak dany Amerykanom przez Boga: że oto wyrok chaosu, przygotowywany od lat w gabinetach tajnych zarządców Ameryki, jaki miał spaść na USA, aby stały się one zarzewiem światowej wojny i Nowego Porządku Świata – został w Świętym Bożym Planie odroczony.
Wiadomym mi jest, że w ostatnich dniach, również w Polsce, w wielu domach modlono się za Amerykę i o zwycięstwo Donalda Trumpa. Nie jest on może – podobnie, jak rządzący w Polsce PiS – naszym wymarzonym „rycerzem Chrystusa” – z Woli Bożej staje się jednak, w swej marności „sługą nieużytecznym”, czyli tym, kto na dzień dzisiejszy ma wykonać to, co „powinno być wykonane” (Łk 17, 10). W tym sensie, my, Polacy, widzimy dziś dokonujący się u nas, powolny bo powolny, ale jednak, odwrót od plugastw, w których przez lata nurzali naszą Ojczyznę agenci piekła, począwszy od Wasilewskiej, Bieruta, Bermana po dzisiejsze kreatury michniko-, wałęso- czy komorowsko-podobne. Tak samo Ameryka musi teraz przejść swój odwrót od Ohydy Spustoszenia, którą sama przez tyle lat krzewiła i która od pokoleń zatruwa świat. Musi przejść narodowe oczyszczenie i pokutę, tak, jak to dzieje się u nas. I musi wiedzieć, że tak, jak to stało się po upadku Platformy Obywatelskiej, również u nich, spod rozsypanych głazów gmachu nieczystości będzie wypełzać cały legion poukrywanych tam i czekających na swój dzień węży, ropuch, gadów, karaluchów, żmij, noszących w Polsce – dla coraz mniej skutecznego mydlenia oczu – różne „polskie” imiona: Lis, Janda, Olejnik, Senyszyn, Tokarczuk, Stasiuk, Petru, Wajda… żeby tylko wymienić pierwszych z brzegu. I tak, jak my, Ameryka musi nauczyć się i nabrać odwagi, by zacząć rozpoznawać w prawdzie i nazywać po imieniu całą tę poukrywaną wśród rozmaitych „ekspertów”, dziennikarzy, akademickich elit i celebrytów agenturę zła.
Aby to było możliwe, muszą więc przejść swoje nawrócenie. My jednak mamy tę łaskę, że jesteśmy w przymierzu z Naszą Królową, której oddaliśmy się, wieki temu, pod Jej panowanie… A niebawem, oddamy się też pod Królowanie Jej Syna.. Czy Ameryka jest na to przygotowana? Bardzo wątpię. To ogromny kraj, w wielkiej mierze zwiedziony ideą fałszywej wolności, sączoną im do głów przez pokolenia tamtejszych Spinellich, Kohn-Benditów, Geremków, Michników i rządzony przez jawne i ukryte „elity” żydowsko-protestanckie. Dzięki influksowi latyno-amerykańskiemu, w ostatnich dekadach katolicy zaczynają stanowić większość, ale kulturowo ulegli są potężnej tyranii antykatolickiego idiomu, przebranego za „demokrację”, za „prawa człowieka” i dzień i noc sączonego im do głów przez celebrycką hołotę w głównościekowych mediach. Wedle nich, „demokracja” jest „gwarantem wolności i praw człowieka”, w których na Prawa Boże, zwłaszcza rzymsko-katolickie, oczywiście nie ma miejsca. Już dziś zaczynają się na Union Square demonstracje „w obronie demokracji” i tylko czekać, jak Madonna czy Lady Gaga staną na czele marszu jakiegoś amerykańskiego Komitetu Obrony Demokracji, podobnie jak u nas Janda, Wałęsa czy inny wyrobnik międzynarodowego Przemysłu Pogardy (- który wcale nie jest polskim wynalazkiem ostatniej dekady, a jak widać, ma długą historię i rozgałęzienie światowe). Lada dzień, lada godzina lewactwo zacznie wywrzaskiwać o „faszyzacji Ameryki”, a skończy się to na „czarnych marszach” i ulicznych bachanaliach jakiegoś nowojorskiego Femenu czy innych szmat. My znamy to i widzimy na ulicach polskich miast od czasu przejęcia władzy przez formację, która może nie spełnia wszystkich naszych oczekiwań, ale przynajmniej stawia pierwsze tamy temu, co przez lata nurzania nas w szambie, zdołaliśmy w naszych polskich sercach szczerze znienawidzić. Teraz czas na Amerykanów, aby zaczęli głośno mówić „won, wynocha!” zdegenerowanym amerykańskim pokoleniom spod szyldu „sex, drugs & rock’n’roll” i nie obawiali się tekturowego tygrysa ostracyzmu „elit”, ich rytualnych szyderstw i bezwstydu publicznych kłamstw, drwin, pomówień i przeinaczeń. To jest jedyny arsenał lewactwa, potem jest już tylko zdrada – o czym też naszych prawicowych braci-Amerykanów informujemy, bo ten etap akurat w Polsce przerabiamy. Tyle, że „nasi” zdrajcy (piszę w cudzysłowie, bo nie ma pewności, czy takie kreatury, jak Róża Thun czy Wałęsa czują sią jeszcze Polakami) latają z donosami i błaganiem o interwencję do Brukseli i Berlina. Dokąd polecą zdrajcy amerykańscy? Do Tel Awiwu? Pekinu? Moskwy? … Myślę, że zamiast tego, dopóki im Bóg na to zezwoli, knuć będą coraz intensywniej w swych rytualnych miejscach spotkań: w hotelu Bilderberg, w Komisji Trójstronnej, w B’nei Brith, w Davos…
O tym, że wszystko dopiero się zaczyna – i wedle tego samego, co u nas scenariusza – świadczy reakcja hunwejbinów Clintonowej na wieść o jej przegranej. Nie brak było scen prawie dosłownie skopiowanych z Korei Północnej po śmierci Kim Ir Sena – z pełzaniem na czworakach po chodniku rozszlochanych kobiet, rwaniem włosów i waleniem głowami o ścianyhttps://www.youtube.com/watch?v=3v-LQgRj81A&t=344s Starsi Polacy pamiętają też zbiorowe histerie rozmaitych towarzyszek, rozgrywające się po śmierci Stalina. Obraz tych manifestacji „rozpaczy” i ich ponadczasowe podobieństwo, dobitnie wskazuje na marksistowsko-stalinowski rodowód zarówno zwolenników Obamy i Clintonowej, jak w Polsce „formacji Gazety Wyborczej” – czyli kolejnego lewackiego miotu z ideowego zasiewu Beniamina Zylberberga vel Włodzimierza Brusa, Jakuba Bermana czy Zygmunta Baumana. Czas, aby i w USA ujawnili się w swej pełnej urodzie akolici tego międzynarodowego plugastwa i całkiem otworzyli oczy tamtejszemu ogłupionemu od telewizji i zatrutej żywności społeczeństwu. Że tak już się dzieje, o tym nie wątpimy, czytając tweety np. Lady Gagi, opublikowane po zwycięstwie Trumpa: „Hilario, do dzieła! Kobiety są z tobą!” Albo Katy Perry: „Nadchodzi rewolucja! Nie płaczmy, nie załamujmy rąk! Nasz naród nie pozwoli prowadzić się Nienawistnikowi”. Wtóruje jej Madonna, jak zwykle w diabolicznym stylu: „Zapłonął nowy Ogień. My nie zrezygnujemy. Nie pozwolimy się odsunąć”.
Słowa Madonny – Wielkiej Kapłanki światowego satanizmu– tchną bezbrzeżną lucyferyczną pychą. Tą samą, którą niedawno tchnęły usta – prawda, że nie tak ponętne – prezydenta Komorowskiego, gdy na zaczepkę młodego człowieka, pytającego „dlaczego przez tyle lat nie ma w kraju innej pracy, jak za dwa tysiące złotych miesięcznie”, odpowiedział, że „trzeba zmienić pracę albo wziąć kredyt”. Także słowa obecnej komisarz europejskiej Elżbiety Bieńkowskiej, nie mogącej nadziwić się, że „można pracować za sześć tysięcy miesięcznie”. Jej zdaniem, za takie pieniądze pracuje tylko „złodziej albo idiota”. Warto również przypomnieć westchnienie innej kapłanki ideolo w Platformie Obywatelskiej, Róży Thun, która przypadkiem wysiadłszy o przystanek wcześniej i uniknąwszy przez to zamachu w metrze brukselskim, zrozumiała, że stało się tak, bo „Bóg ma wobec mnie wyjątkowe plany”.
Klęska Clinton – podobnie jak przed rokiem klęska Komorowskiego i całej jego formacji – powinny być wykładane studentom politologii, socjologii czy dziennikarstwa jako przykład upadku, pomimo druzgocącego wsparcia ze strony politycznych lobbystów, korporacji i całej sfory „zaprzyjaźnionych mediów” – w starciu z przeciwnikiem pozbawionym tego wszystkiego, a do tego niedoświadczonym politycznie i wyśmiewanym przez czołowych celebrytów od rana do wieczora. Jednak przez miesiące poprzedzające wybory, zarówno sam pławiący się w samouwielbieniu Komorowski, jak i jego partia, dostarczały coraz więcej dowodów na to, że są kompletnie oderwani od społeczeństwa i jego problemów oraz że pojmują rzeczywistość jako skonstruowany specjalnie dla nich matrix, w którym oni świetnie się bawią, w przeciwieństwie do ogółu ciężko pracujących obywateli. W dniu wyborów, Donald Trump udał się jeszcze raz do swych wyborców w kluczowym stanie Michigan, gdzie tłumom prostych Amerykanów mówił o podatkach i o nowych miejscach pracy. W tym samym czasie, Hillary Clinton zabawiała się na scenie w towarzystwie piosenkarza Bon Jovi i Lady Gagi. Zdjęcia z obu imprez obiegły świat i trudno było o skuteczniejszy gol samobójczy, jaki strzeliła sobie Clintonowa i jej ekipa, bo widząc to, nawet najbardziej zniedołężniały staruszek zwlókł się z łoża i potruchtał zagłosować na Trumpa, byle to babsko nie wygrało. A dowodem na to, że debilizm lewacki nie ma dna, jak nie ma dna ludzka pycha, o ile pozwolić jej na to, świadczy przepełniony pogardą i głupotą komentarz polskiego „celebryty” Jacka Żakowskiego, gdy stwierdził, że wygraną w wyborach „zapewnił Trumpowi amerykański Białystok”.
Módlmy się za Amerykę i za Donalda Trumpa, aby wbrew intrygom, jakie już knują przeciw jego prezydenturze rozmaite Madonny i inni, którzy „nie pozwolą się odsunąć” – stanął na wysokości zadań, które Bóg przed nim postawił. Choć to były rozpustnik i aktualny protestant – niech jednak, za Bożym wezwaniem, stanie na apel i wsłucha się w Głos, który w nim przemawia. To Bóg pragnie przez jego serce – najpotężniejszego władcy na Ziemi – natchnąć dziś Amerykę, a za nią cały świat, aby już nie podążał drogą do samounicestwienia.
Pokutujący Łotr
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze