Z bloga Spirito Libero Wielokrotnie spotykam się z posądzeniami o niecne knowania, agenturalną przynależność do PO, SLD, UPR, nawet czasami do PiS. W zależności oczywiście od miejsca i uczestników dyskusji.
Dzieje się tak pewnie dlatego, że w ogólnym przekonaniu nie można skrytykować PO & Co i automatycznie staje się PiSowcem. I na odwrót. W każdej możliwej konfiguracji. Prawdziwy dramat...
Myślenie w kategoriach dobra Rzeczy Wspólnej odeszło już do lamusa. Liczą się tylko przepustki do żłoba i to za wszelką cenę, nawet po trupach. Jest to widoczny efekt podziałów w społeczeństwie. Podziałów sztucznych, na "my" i "oni". Już to kiedyś przerabialiśmy ale wtedy sytuacja była przynajmniej klarowna, wiadomo było przynajmniej kim są owi „oni"...
PO/Nowoczesna sprzedają nam, wykoślawioną przez neokonserwtywno - trockistowską bandę, wersję "liberalizmu", który tak na prawdę jest nowym wcieleniem bolszewizmu. PiS natomiast realizuje dokładnie te same cele tylko, dla ułatwienie sobie zadania, stroi się w bogoojczyźniano - patriotyczne piórka bo tak łatwiej złapać jeleni. A ci "jelenie" to w ogromnej większości porządni, wierzący Polacy. Otumanieni przez socjopatycznych inżynierów dusz idą za fujarką szczurołapa z Żoliborza. No i jeszcze 500+, zwykła kiełbasa na następne wybory...
Jedni i drudzy (czyli awers i rewers) oskarżają się o używanie "mowy nienawiści". Te wzajemne zarzuty są tak na dobrą sprawę prawdziwe. Każda partia we właściwym sobie stylu ale jednakowo ambitnie i nieprzerwanie od ok. 10 lat używa takiego właśnie języka. Różnią się między sobą niuansami lecz substancja pozostaje ciągle ta sama. Wystarczy przypomnieć sobie skandaliczne wypowiedzi Komorowskiego, Wajdy czy tzw. profa Bartoszewskiego. Politycy PiS lepsi wcale nie są. Kaczyńscy Tuskowi dłużni nie byli nigdy, robili to być może w inny sposób ale jednak robili. Dowodem na to jest fakt, że o nienawiści w polityce mówią wszyscy. Każdy więc odebrał kierowane do siebie słowa jako agresję. Tutaj metra nie ma więc ciężko stwierdzić czyje chamstwo jest większe.
Ewidentny brak elit, które zostały systematycznie wycinane od zamachu stanu w 1926, kontynuowane przez Niemców i sowietów w czasie wojny, doprowadziły do wygubienia warstw, które są jądrem każdego społeczeństwa. Jeśli dołożyć do tego mroczne, powojenne lata gdy z sowieckiego nadania grasowała w Polsce żydowska bezpieka to mamy obraz sytuacji. Roztrząsanie zdarzeń, na które nie mamy wpływu jest może ekscytujące z blogerskiego punktu widzenia lecz nie posuwają ani o milimetr polskiej Sprawy. To tylko wzajemne, negatywne nakręcanie się. Umykają sprawy zasadnicze.
Mimo iż słowo POLSKA odmieniane jest przez wszystkie przypadki okazuje się, że każdy rozumie je na swój, niekompatybilny z innymi sposób. Tworzenie ołtarzyków i pomników czy bratanie się na siłę z niegdysiejszymi (a pewnie i przyszłymi) wrogami to jeszcze nie patriotyzm. Umyka sprawa najważniejsza. Żeby walczyć o Polskę to trzeba mieć kim.
Elity i jeszcze raz elity!
Te, które dziś mienią się takowymi po prostu nimi nie są. To uzurpatorzy o długim podejrzanym rodowodzie, od manifestu Lipcowego, poprzez Magdalenkę aż do okrągłego stołu. Główni macherzy, ci na widoku i ci za kulisami, ciągle ci sami. Zmieniają się tylko konfiguracje, koterie i układy. Fasada. Zgniły środek ciągle ten sam. Im prędzej zdamy sobie z tego sprawę tym lepiej.
Nie zależy mi na zmianie, która miałaby zajść w postępowaniu obecnych rządzących i tych w opozycji bo ta nie nastąpi nigdy. Po rozkradzeniu do cna Kraju przez poprzednie ekipy rządzące doszedł do władzy J. Kaczyński. Ale tylko dlatego, że tak miało być. Płomiennymi apelami goni wyzuty z wszelkiego dobra Naród do roboty. Żeby było na spłacanie odsetek od odsetek od zaciągniętych długów. I znowu będzie trochę spokoju. Dla rządzących oczywiście. No bo "dobra zmiana" i 500+. Kraj opuści następna, ogromna rzesza młodych, wykształconych dzieciaków, żeby przypadkiem nie obrośli tu w piórka i umiejąc trochę więcej niż pisać i czytać nie zaczęli snuć mrzonek o wolnym, normalnym kraju.
Zostanie skłócony Naród, podzielony w poprzek rodzin, grup przyjaciół, kolegów z pracy. Jednym słowem motłoch łatwy do sterowania, nie posiadający nic. Elity nie powstaną. Zdolniejsi i bardziej zaangażowani będą kaptowani przez istniejący Układ, który w ten sposób piecze dwie pieczenie na jednym ogniu: pacyfikuje potencjalną konkurencję i pozyskuje do własnych celów najlepszych. Nie ma szans na żadne zmiany. Kontynuowana będzie karuzela partyjna, dziś my a jutro wy. Tylko, że ci „oni” do roboty i płacenia coraz wyższych podatków to będziemy ciągle my.
Przyszedł mi do głowy pomysł, może szalony a z pewnością trochę spóźniony. W zbliżających się wyborach samorządowych będą startować kandydaci z wszystkich partii głównego nurtu. PSL nie gardzi nawet stołkiem wójta w najmniejszej nawet gminie. Startują także kandydaci wysuwani przez tworzone ad hoc komitety obywatelskie, listy społeczne i tym podobne twory, które zwykle po wyborach znikają. Ale te małe, oddolne struktury należy organizować już teraz bo nas znowu zakrzyczą i przywalą propagandą z bilbordów i telewizorni. Musimy być gotowi.
Bycie radnym w małej gminie z pewnością nie jest tak prestiżowe i lukratywne jak bycie posłem ale wiąże się z określonym zakresem władzy i możliwością pracy dla dobra lokalnych społeczności. Pomysł jest banalnie prosty. Nie głosować na żadnego kandydata z żadnej partii. Gdziekolwiek majaczy choć blady cień biesiady w Magdalence czy okrągłostołowej hucpy, zero głosów! Dekomunizacja, która nigdy nie doszła do skutku dzięki „grubej kresce”, wytrwałej pracy michnikowszczyzny i skutecznej polityce POPiSu mogłaby zostać przeprowadzona oddolnie.
Stawiać krzyżyk przy kandydacie nawet nieznanym osobiście, ktoś go jednak zna, skoro już poparł i wysunął. Taki zimny prysznic dla rządzących elit byłby równocześnie w pewnym stopniu ich delegitymizacją. Do następnych wyborów parlamentarnych byłaby szansa wyłowić ludzi już sprawdzonych przynajmniej na lokalnym podwórku. Może jeszcze nie opierzonych ale już bogatszych o doświadczenia. To mógłby być zalążek przyszłych elit. W takiej koncepcji jest miejsce dla wszystkich opcji. Wyborca miałby szansę być w końcu panem swojego głosu. Zawsze podkreślałem, że każdy wyborca jest dobry. Dzisiaj, w ogromnej większości ludzie głosują by wybrać mniejsze zło, inni bo popierają program a na samym końcu ci, którzy z polityki ciągną profity. Tych oczywiście jest najmniej i ich los nie powinien nikogo interesować. Za prowizje od geszeftów na naszym wspólnym majątku niech kupią sobie prom kosmiczny i polecą nawet na Marsa. Niech zabiorą ze sobą Tuska, Schetynę, Kaczyńskiego, Dudę, Macierewicza, Waszczykowskiego i wszystkie święte krowy. (Macierewicza i Waszczykowskiego to pewnie zgubią w przestrzeni kosmicznej bo po co im takie łajzy? Chyba tylko za "konserwę" mogą robić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze