Piszę do Państwa ponieważ chciałem Państwu opowiedzieć co wydarzyło się podczas ostatnich 2 nocy kiedy to podróżowałem z Katowic do Bolonii we Włoszech. Chciałbym, aby ludzie mieli prawo wiedzieć, jak wygląda podróżowanie nocą po Europie w 2016 roku podczas kryzysy imigracyjnego.
Zanim jednak opowiem Państwu ze szczegółami, chciałbym pokrótce opowiedzieć o sobie. Jestem osobą odważną i zwiedziłem już pół świata. Byłem np. w Japonii, Australii, Brazylii, ale również w państwach, które uważane są za niebezpieczne, mniej bądź bardziej, poprzez co są mniej odwiedzanie przez turystów, takie jak Iran, Mauretania czy Senegal...
Podczas moich podróży znajdowałem się w sytuacjach w których czułem, że jestem w niebezpieczeństwie i wtedy też prawie zaczynałem żałować, że w ogóle wybrałem się do tych miejsc, ale nigdy nie czułem się tak zagrożony jak wczorajszej nocy…
Pierwszej nocy wyruszyłem z Katowic o godzinie 00:09 z Katowic do Bratysławy (z 8 na 9 stycznia) pociągiem TLK 407 z planowanym przyjazdem do słowackiej stolicy o godzinie 5:36, aby następnie kontynuować moją podróż następnej nocy do „czerwonego miasta” czyli jak już pisałem Bolonii. Drugiej nocy wyruszyłem z miasta, które jest uważane za najlepsze miasto do życia na świecie po Melbourne w Australii według The Economist Intelligence Unit. O jakie miasto mi chodzi? Piszę rzecz jasna o Wiedniu. To właśnie stamtąd odjeżdżał pociąg Wenecji. Nocny pociąg Zug 237, planowy odjazd 9 stycznia o godzinie 21:15 (odjechał z 20-minutowym opóźnieniem) z dworca Wien Hauptbahnhof i był z pewnością najbardziej niebezpieczną podróżą jakiej kiedykolwiek doświadczyłem. Dziwna sprawa. Ryzykowna podróż pomiędzy tak bogatymi i słynnymi miastami? Niestety, doświadczenie jakie zdobyłem na tej trasie zmusiło mnie do napisania po raz pierwszy w życiu do gazet, ponieważ do tej chwili nie potrafię się otrząsnąć z tego co mi się przytrafiło.
Zapłaciwszy naprawdę nie mało za pierwszą podróż (jak na polskie zarobki cena 220 zł jest naprawdę wzięta z kosmosu) za 5 godzinną przejażdżkę, z czego są aż dwa postoje, pierwszy pół godzinny, drugi ponad godzinny. Odjechałem spokojny bez jakichkolwiek podejrzeń w czystym i nowym wagonie o wysokim standardzie. Po kilku godzinach dojechałem do miejscowości Břeclav w Czechach, miejscowości, która znajduje się zaledwie o kilka kilometrów zarówno od austriackiej jak i słowackiej granicy. Ta stacja okazała się idealnym miejscem do masowych kradzieży zorganizowanych przez Cyganów. To właśnie tam zatrzymują się pociągi przyjeżdżające z różnych kierunków, aby wymienić się wagonami, które następnie poprzestawiane i podoczepiane ruszają w kierunku Pragi, Bratysławy, Budapesztu i Wiednia. Pociągi, które przyjeżdżają jako pierwsze, muszą obowiązkowo zaczekać na pozostałe, nawet ponad godzinę i właśnie tyle czekałem. Co oznacza ten fakt? Odpowiedź jest banalna, a jednocześnie przerażająca. O 4 nad ranem możliwość znalezienia pasażera, który nie śpi jest niska. Wagony w oczekiwaniu na inne stają się łatwym celem i są osaczane przez Cyganów, którzy bezczelnie otwierają wszystkie możliwe drzwi i wskakują do wagonów. Otwierają drzwi przedziałów i chwytają co im popadnie w ręce. Są na tyle karygodni i prymitywni, że kradną nawet wtedy, kiedy ludzie w wagonach są obudzeni. Mój plecak był jednym z ich celów, po czym natychmiast wstałem i zacząłem wrzeszczeć. W tym samym czasie, ktoś z innego przedziału zaczął krzyczeć wniebogłosy po polsku „Uwaga złodzieje, okradają nasz wagon, ludzie wstawajcie!”. Po takiej reakcji złodzieje spokojnie wyszli z wagonów, zeskoczyli na tory i skierowali się do pociągu stojącego po drugiej stronie peronu. Zaczęli od wagonu pierwszej klasy. Ja stałem w korytarzu zdumiony i nie dowierzałem patrząc przez okno. Wiele razy słyszałem o podobnych sytuacjach, ale po raz pierwszy byłem świadkiem takiego napadu. Co mnie najbardziej zdziwiło to to, że na stacji Břeclav nie widziałem żadnej ochrony. Na wszystkich poprzednich stacjach chodzili mężczyźni w odblaskowych kurtkach z napisem Straż Ochrony Kolei bądź w Czechach „Security”. Natomiast tam gdzie dochodzi do masowych grabieży nie było nikogo. Przypadek? Cała ta sytuacja jest jednak słaba, wydaje się być kolejnym, znanym wszystkim, niezadziwiającym zdarzeniem, w szczególności w porównaniu do tego co mi się przydarzyło kolejnej nocy kiedy wsiadłem do pociągu w Wiedniu jadącym do Wenecji.
W końcu dojechałem do Bratysławy. Było jeszcze ciemno i pogoda nie była sprzyjająca. Założyłem na siebie jeszcze jeden sweter. Trząsłem się jak galareta. Kiedy nastał świt, miasto pokryło się mgłą. Sądzę, że gdyby nawet była ładna pogoda w Bratysławie to to miasto nie spodobałoby mi się mimo wszystko, przede wszystkim mając porównanie do siostry Pragi, tak więc po dwugodzinnym obejściu centrum skierowałem się ku stacji. Było to okropne, obskurne i śmierdzące miejsce. Przypominało mi dworzec w Katowicach w latach 90. Jak wiemy, dworce w Polsce na chwilę obecną zrobiły przez ostatnie 10 lat olbrzymi skok cywilizacyjny. Powracając do tematu, kupiłem bilet do Wiednia i po 60 minutach znalazłem się na dworcu w austriackiej stolicy. I właśnie tutaj się zastanawiam, który dworzec jest bardziej odlotowy i funkcjonalny? Ten w Berlinie czy w Wiedniu? Na to pytanie ciężko jest mi odpowiedzieć. Spędziłem cały dzień podziwiając cudowne budynki i place miasta i o 21:00 znalazłem się na peronie 8. Połowa pociągu jechała do Zurychu, a druga połowa do Wenecji. Usiadłem na miejscu jakie miałem wyznaczone na bilecie. Byłem sam w przedziale z czego się ucieszyłem, bo wiedziałem, że będę mógł się spokojnie wyspać i obudzić dopiero we Włoszech, jednak w tym momencie nie zdawałem sobie jeszcze sprawy jak bardzo się myliłem. Intuicyjnie czułem, że ktoś się jeszcze dosiądzie do przedziału i tak się faktycznie stało. Przysiadł się pewien austriacki mężczyzna. Pociąg w końcu ruszył i wjechał w tunel wydrążony pod miastem. Wydawało się jakby został wystrzelony z procy. Jechał prawie bezszelestnie. Wtedy przyszła mi na myśl Japonia. Faktem jest, że japońska i niemiecka technologia należą do najlepszych i najbardziej zadziwiających na świecie. Nigdy nie jechałem takim nowoczesnym tunelem pod żadną stolicą. Jazda pociągiem mnie rozluźniła po męczącym dniu i już prawie zasypiałem, gdy nagle usłyszałem krzyki po arabsku, no i właśnie wtedy zaczęło się piekło.
Na sam dźwięk języka arabskiego, będę szczery, mnie skręca. Nienawidzę tego języka. Nagle otworzyły się drzwi mojego przedziału i wsiadł jeden młody, około 20-letni arab. Będę pisał z małej, gdyż nie mam do nich najmniejszego szacunku. Siedzieliśmy w trójkę, w kształcie litery V. Ja przy oknie, po skosie arab, a przy korytarzu obok mnie Austriak. Młody arab krzyczał po swojemu z przedziału do swoich kolegów na korytarzu, a może i w innych przedziałach? Szczerze to nie potrafię z pewnością powiedzieć gdzie byli inni. Po chwili dosiadł się drugi i usiadł grzecznie obok mnie. Automatycznie wsadziłem ręce do kieszeni. W prawej, tej bliższej chłopaczka, miałem portfel i paszport. W pewnym momencie, kiedy między sobą rozmawiali, myślę, że udało mi się niepostrzeżenie przełożyć paszport z portfelem do lewej kieszeni, która była przy oknie. Po chwili jeden wstał i wyszedł. Z korytarza ciągle docierały krzyki w tym beznadziejnym języku. Zamknąłem oczy, nie chciałem na niego patrzeć. Nałożyłem szalik na nos. Okropnie śmierdział, jego kolega to samo. Wsiadając do przedziału położyli ich plecaki na półkach nad głowami i po chwili jeden próbował mnie rozproszyć. Nawiązał ze mną kontakt i gestykulując pokazał mi swój telefon i wejście do którego przypina się ładowarkę, dając mi do zrozumienia, czy mam taką i czy mogę mu pożyczyć. Przecząco pokiwałem głową. Międzyczasie po korytarzu chodziło dwóch innych i co chwila przechodzili to w lewo, to w prawo. Bez przerwy słyszałem jak otwierały się różne drzwi od przedziałów. Była już druga w nocy, a oni nadal krzyczeli. Chciałem zareagować, chciałem krzyknąć, a nawet po prostu przywalić, ale bałem się, że wtedy wpadliby w czwórkę i któryś z nich zaatakowałby mnie nożem, a nie chciałem ryzykować ani zdrowia ani tym bardziej życia, żeby siedzieć w ciszy. Piszę tylko o moim wagonie, a wagonów było około 10. Nie mam pojęcia co się działo w innych. Wrócił ten drugi co wstał i po kilku minutach poczułem smyrnięcie dłonią o moje spodnie. Myślałem, że wybuchnę. Nie mogłem nic zrobić, byłem bezradny. Okna były hermetycznie zamknięte i nawet gdyby można byłoby je otworzyć w razie zagrożenia, nie mógłbym wyskoczyć z pociągu przez okno jadącym 160 km/h…
W pewnym momencie siedzieliśmy w 4. Ten co siedział na przeciwko po skosie zasnął, słyszałem jak głęboko oddychał. Zauważyłem, że we śnie stukał palcami o krawędź siedzenia. Leżał aż na dwóch. Drugi siedział obok mnie w ciszy. Pozostałych dwóch też zamilkło. Dojechaliśmy do Salzburga, mężczyzna wysiadł, a ja zostałem sam na sam z nimi. Nie było kolorowo. Pociąg w Salzburgu odczepiał wagony i przyłączył je do innego pociągu, który jechał do Szwajcarii, a do naszego zostały przyczepione inne, które jechały na Włochy. Panowała cisza. Byłem bardzo zmęczony, mało spałem poprzedniej nocy. Bałem się, że zasnę, albo że po prostu wpuszczą do pociągu gaz usypiający. Po prawie godzinie pociąg ruszył. Przez chwilę nic się nie działo. Potem nagle dosiadł się jeszcze jeden, rozłożyli się, położyli buty na siedzeniach i niby spali. W środku we mnie wszystko bulgotało. W końcu się zatrzymujemy i nagle słyszę włoskie „Dzień dobry”. Do pociągu wpadło około 20 policjantów i krzyczeli rozkazująco do wszystkich „paszport!!!”. Podałem policjantowi mój paszport, a araby, którzy siedzieli ze mną, od razu powiedzieli „no passport”. Szczerze, to byłem w szoku. A jednak to wszystko jest prawdą, jednak trafiają do Europy na masową skalę bez jakiegokolwiek dokumentu. Dwóch wstało i wyszło od razu. Trzeci opieszale wstał, policjant do niego „ruszaj się!”, a on jeszcze bardziej, jakby na złość spowolnił ruchy. Policjant wpadł w szał. Zaczął się drzeć jak oszalały. Chłopak nic sobie z niego nie robił. Czyżby poznał europejski system i wie, że i tak mu się krzywda nie stanie? W końcu się ubrał i wstał. Wziął jeden plecak, ale drugi został. Widziałem przez okno, jak ich posadzono na ławce na peronie. Siedzieli skuleni, było im na pewno zimno. Byliśmy w Brennero, w Alpach, miejscowość, w której nic nie ma, tylko góry, lasy i śnieg. Na granicy staliśmy około godziny. Pociąg w końcu ruszył i wtedy sobie pomyślałem, że w końcu się zdrzemnę, chociaż te 3 godziny do Wenecji, ale nic z tego, nagle po odjeździe pociągu wparowało kolejnych, tym razem w moim wieku arabów. Nie dowierzałem, myślałem, że to pomyłka. Według logiki, schowali się do toalety. Policjanci w nerwach przetrzepali wszystkie przedziały i wagony, ale całkowicie zapomnieli o toaletach. Trójka cwaniaczków przeczekała i kiedy tylko pociąg ruszył, wyszli i poszukali sobie wygodniejszego miejsca do kontynuowania podróży. I znowu powtórka z rozrywki.
Przyszedł konduktor, a oni nie mieli biletów. Kazał im je kupić. Zaskoczyła mnie ich reakcja. Z łatwością wyciągnęli „joro” z ich portfeli i zapłacili po 15, aby dojechać do włoskiego miasta Treviso. Nie mam pojęcia dlaczego tam jechali, jednak to był ich cel. Międzyczasie spytali się kontrolera czy mówi po arabsku. Chciałem wybuchnąć śmiechem, ale się powstrzymałem. Kupili bilety i jeden z nich zaczął do mnie mówić. Udawałem, że nie mówię po angielsku, po prostu podniosłem barki na znak, że nic nie wiem. W pewnej chwili słyszę krzyki po włosku „na pomoc, czy ktoś mi może pomóc, ratunku!!!”. Największym paradoksem tej sytuacji było to, że nikt się nie odezwał w całym wagonie. Dziewczyna zaczęła krzyczeć „kurwa, czy ktoś tu mówi po włosku?”. Paradoksem jest to, że byliśmy już we Włoszech, a ona u siebie w kraju pytała się, czy ktoś mówi jej językiem. Teraz wyobraźcie siebie w takiej sytuacji w Polsce, że nikt Was nie rozumie po polsku! Nic, wtedy ja zareagowałem, chociaż początkowo pomyślałem, że to inni Włosi powinni jej pomóc, a nie ja, obcokrajowiec. Może źle postąpiłem, ale nie chciałem wychodzić z przedziału, w którym leżał mój plecak, a w nim 3 brudasów, ale jednak to zrobiłem.
Dziewczyna była przerażona. Krzyczała spanikowana, że została okradziona, że nie ma żadnych dokumentów, że zniknęły jej pieniądze. Po chwili okazało się, że inne osoby zaczęły mówić to samo. Włoszka biegała na boso po całym wagonie, zwariowała. Błagała mnie, abym zadzwonił na policję, ale starałem się jej spokojnie wytłumaczyć, że to kompletnie nic nie da, że jej portfel już pewnie gdzieś leży na podłodze, albo został wyrzucony na którejś ze stacji i że nigdy nie znajdzie złodziei. Uparła się, zadzwoniłem, ale przerwałem połączenie, bo nagle przyszedł kontroler i trzymał w ręku jeden portfel bez pieniędzy pytając się czyj to? To nie był jednak jej portfel. Portfel był młodej Austriaczki, która wybrała się na zwiedzanie Włoch. Jeden z arabów chciał pomóc, próbował nawet opisać dwóch typków, którzy krążyli po przedziale. Dwóch łysych z torbami na ramionach. Ja takich nie widziałem, oni tak. Mówili do mnie, ja paliłem głupa i udawałem, że nie rozumiałem ani słowa. Ta Włoszka zaczęła mnie błagającym głosem prosić, abym jej przetłumaczył, co on do nas mówi. Przetłumaczyłem, a arab do mnie, że jednak mówię po angielsku. Nie odezwałem się do niego ani słowem. W końcu Włoszka pobiegła z innym kontrolerem szukać chociaż dokumentów, ale nie znalazła nic.
Dojeżdżaliśmy do Treviso. Pociąg zwalniał i znowu się mnie zapytali, czy to Treviso. Zignorowałem ich. To było Treviso. Wysiedli. W końcu byłem sam w przedziale. Natychmiast wziąłem plecak i sprawdziłem, co było w środku. Od samego początku podejrzewałem, że w plecaku mogły być narkotyki. Wystraszyłem się, bo zostać znalezionym sam na sam z plecakiem kokainy groziłoby mi tylko jednym. Na szczęście w plecaku było kilka pogniecionych, spoconych, śmierdzących ubrań. Do tego w jednorazówce był mały soczek jabłkowy, rogalik w opakowaniu, dwa jabłka i mleko w kartonie. Gdyby tego mleka nie było, pomyślałbym, że chłopak po prostu kupił, a może ukradł jedzenie na drogę. Jednak na opakowaniu było napisane Mljeko, co ewidentnie świadczyło o tym, że dostał je od kogoś w Słowenii. Także przybył przez Turcję, Grecję, Macedonię, Serbię, Chorwację, Słowenię, dotarł do Austrii i obrał sobie jako cel Włochy, z których możliwe, że planował pojechać wraz z innymi do Francji. Gdyby w plecaku znalazły się narkotyki, natychmiast wyrzuciłbym zawartość przez lufcik w toaletowym oknie.
Zapomniałem dopisać, że koniec końców dotarłem do Wenecji a stamtąd do Bolonii cały i zdrowy, jednak nie każdy miał tyle szczęścia co ja. Ze zdrowego rozsądku, proszę Was wszystkich, nie wsiadajcie nocą do pociągów, w szczególności jeśli jesteście kobietami, bo ryzykujecie dużo więcej niż rabunek. Pozdrawiam i dziękuję za przeczytanie.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze