Strony

niedziela, 29 stycznia 2017

Jałtańska kotwica historyczna...

Z bloga Pacyny...Historie państw i narodów pisane przez wieki tworzą narodową świadomość. Obok języka, religii czy kultury, to właśnie wspólna historia jest jednym ze spoiw łączących ludzi w ramach narodu. Historie państw i narodów są pełne pięknych kart, które zapisywali przodkowie na przestrzeni dziejów. Są też takie, które bynajmniej nie są powodem do dumy. My, Polacy, posiadamy tak te wspaniałe karty, jak i te brzydsze, te do których wracamy niechętnie...



Obok nich, są jednak karty wyjątkowe, karty czarne. Te czarne karty stanowią swoistą kotwicę, której łańcuch trzyma naród w ryzach, nie pozwalając mu iść naprzód, nie pozwalają ruszyć przed siebie, zmuszają do tego, by nieść przez dziesiątki lat, a czasami nawet przez wieki brzemię, będące dziejową kotwicą, która w każdej chwili może o sobie przypomnieć, a jej ciężar w świadomości narodu ma olbrzymi wpływ na bieżącą politykę całego państwa. Tą kotwicą może być wstyd za to, co się w historii narodu wydarzyło, może to być poczucie głębokiej niesprawiedliwości dziejowej, jaka na naród spadła. Pół biedy jeśli naród zdaje sobie sprawę z tego, gdzie ta kotwica się znajduje. Wtedy można szarpać za łańcuch, by tę kotwicę choćby przesunąć, a czasem nawet ten łańcuch urwać. Właśnie o naszej, ( nie tylko) polskiej kotwicy będzie ten tekst.
     Niemcy od 1945 roku szarpią swoją kotwicę na wszelkie sposoby. Zdjęcie odium barbarzyństwa z narodu niemieckiego trwa w zasadzie od zakończenia wojny, a "polskie obozy" są tego najjaskrawszym przykładem. Nie ma  Niemców, są "naziści". Kiedyś w Bonn, a teraz w Berlinie trwa operacja piłowania łańcucha (nie bez sukcesów). Jednak w świadomości niemieckich obywateli zbrodnie III Rzeszy są nadal wielką traumą. Nie da się budować silnych Niemiec ciągnąc taką kotwicę. Zawsze, gdy Niemcy muszą mniej lub bardziej bezpośrednio sięgnąć po argument siły, niczym diabeł z pudełka wyskakuje Hitler i wtedy Niemcy muszą robić krok w tył. Podobnie jest ze Stanami Zjednoczonymi. Murzyńskie getta są zbudowane na krzywdzie czarnych sprowadzonych do USA w okresie niewolnictwa. Nawet czarni, którzy dobrowolnie przybyli do USA w XX wieku, uważają się za ofiary tamtego okresu. Obok czarnych mieszkańców USA są jeszcze Indianie. Do dziś wszelkie wyrównywanie szans w ramach "sprawiedliwości dziejowej" prowadzi jedynie do pogłebiania wszelkich patologii. Do dziś Amerykanie nie są w stanie urwać łańcucha tej kotwicy, co widać po zamieszkach, gdy kolejny "Afroamerykanin pada niewinną ofiarą złej, białej policji". Swoją kotwicę mają też Japończycy. To czego dopuścili się w czasie II Wojny Światowej w Azji na długo pozostanie kotwicą tego- jakże sympatycznego w dzisiejszych czasach- narodu. Te trzy przykłady dotyczą państw, które bez problemu potrafią wskazać swoją historyczną kotwicę. Wszystkie są bezpośrednio odpowiedzialne i w zasadzie same sobie tę kotwicę wrzuciły. Gorzej jest, gdy naród nie potrafi odnaleźć tej kotwicy. Tak jest z Rosjanami. Według nich, największą katastrofą dla Rosjan był rozpad Związku Radzieckiego. Związek Radziecki był tworem, który ma na swym koncie rekordową liczbę istnień ludzkich. Tworem, który nie przyniósł światu nieczego poza śmiercią, zniewoleniem, upadkiem moralności. Rosjanie nawet nie są w stanie odnaleźć łańcucha, na którego końcu leży kotwica wrzucona przez Rewolucję Październikową, bo szukają jej w zupełnie niewłaściwym miejscu. Zwycięstwo komunistów w wojnie domowej stało się przyczyną wszystkich kolejnych nieszczęść, które do dziś determinują sytuację w Rosji. Swoje kolonialne kotwice skutecznie urwali Hiszpanie, Belgowie czy Holendrzy, bo czy ktoś dziś wypomina Belgom zbrodnie jakich dokonali w Kongo? Czy ktoś pamięta o udziale Holendrów w kolonizacji Afryki?
      W 2010 roku, na Węgrzech wybory wygrywa partia Fidesz, a premierem Węgier zostaje Viktor Orban. Do tego momentu Węgry też nie mogą zerwać swojego łańcucha, który bardzo mocno trzyma świadomość Węgrów w poczuciu krzywdy. W Polsce ogólnie patrzymy na współczesną historię Węgier przez pryzmat nieudanego powstania z roku 1956. Jednak dla Węgrów ( podobnie jak dla Polaków) nie było to pierwsze ( oby ostatnie) nieudane powstanie przeciw zaborcy. Węgrzy wyciągnęli z niego wnioski, jednak nie ono było kotwicą dla Węgrów. Ta kotwica znajdowała się nieco głębiej w historii, a związana była z końcem I Wojny Światowej i tym, iż Węgry zostały zmuszone do podpisania upokarzającego Paktu z Trianon ( 4 czerwca 1920), który był w zasadzie rozbiorem Węgier. Na jego mocy Węgry utraciły dwie trzecie obszaru państwa, które wchodziło w skład Monarchii Austro- Węgierskiej oraz 14 milionów ludności ( z 21). Poczucie krzywdy jakiej Węgry doznały uległo zmianie dopiero po 2010 roku. Polityka zagraniczna została nastawiona na odwracanie skutków tamtych postanowień, przede wszystkim poprzez przywrócenie należnego miejsca Węgrom mieszkającym na obszarach, które znalazły się w państwach ościennych. Rząd w Budapeszcie zaczął stanowczo upominać się o ich prawa, administracja dynamicznie zaczęła wspierać Węgrów w ich staraniach o zachowanie odrębności narodowej i kulturowej. Jednym słowem, po blisko stu latach, Węgry zaczęły skutecznie piłować łańcuch.  
      My, Polacy, nadal nie potrafimy ( podobnie jak Rosjanie) odnaleźć swojej kotwicy. W zależności od zapatrywań wskazujemy różne momenty dziejowe, które mają być tą kotwicą, jednak przez to, iż wskazujemy błędne miejsca, nie możemy odnaleźć owej kotwicy, by w końcu pochwycić za łańcuch i rozpocząć proces piłowania. Do 1920 roku tym łańcuchem były zabory i powrót niepodległej Polski wystarczył, aby łańcuch zerwać. Kolejną kotwicę wrzucono nam wykorzystując naszą naiwność i słabość do ulegania naszej "sarmackiej naturze". Poczucie obowiązku dotrzymywania sojuszy choćby jednostronnie i poświęcenia samych siebie dla uwiarygodnienia naszej wartości - tak w swoich oczach, jak i w oczach innych narodów- spowodowały katastrofę. Nasza obecna kotwica znajduje się w decyzji "naszych sojuszników" i "sojusznika naszych sojuszników", aby po II Wojnie Światowej granicę Polski i Związku Sowieckiego stanowiła tzw. Linia Curzona. Nawet znalezienie się w sowieckiej strefie wpływów nie wywołało takiej wyrwy w świadomości Polaków, jak utrata rdzennie polskich ziem wraz z milionami Polaków, którzy nie chcieli się jej wyrzec. Woleli lub musieli pozostać  na swoich Kresach, z których oni i ich przodkowie wzrośli, za które oddawali życie, których przez setki lat pozostawali wierni i własnymi piersiami bronili ich przed najazdami barbarzyńskich hord ze wschodu. Przez lata, gdy sowieccy najemnicy sprawowali władzę w Polsce, nie udało się wyrwać ze świadomości Polaków poczucia głębokiej niesprawiedliwości jaką było włączenie Kresów do Z.S.R.R. Ta sztuka nie udała się także po zmianie systemu i upadku Sowietów. Krzywda pozostała w polskich sercach po obu stronach granicy. To właśnie poczucie krzywdy jest naszą kotwicą. Pomimo indoktrynacji w szkołach, pomimo propagandy sowieckiej przekazywanej przez komunistyczne media, Polacy przez ten cały czas wierzyli, że wraz z upadkiem Związku Sowieckiego Kresy powrócą do macierzy, wierzono że Polacy, którzy kolejny raz we własnych sercach przenieśli swą Polskość przez najgorsze burze dziejowe (często z narażeniem życia lub jego kosztem), zostaną uhonorowani i z dumą będą znów mogli żyć pod biało- czerwonym sztandarem. Tak się nie stało, Polacy pozostający na Kresach trafili pod nowe okupacje, jakie powstały w wyniku rozpadu Związku Sowieckiego, a kolejne rządy po dzis dzień uciekają od tego, by upomnieć się głośno i wyraźnie o swoich obywateli i o ich prawa. 12 stycznia tego roku Antoni Macierewicz oznajmił, iż wraz z przybyciem amerykańskich żołnierzy do Polski "skończyła się Jałta". Nic bardziej mylnego. Ta Jałta będzie trwała w polskich sercach i duszach tak długo, jak długo Polska będzie respektować jej postanowienia. Nie da się zerwać "porządku jałtańskiego" bez wyniesienia przez władze polskie kwestii Polaków na Kresach do rangi pierwszoplanowej. Nie da się urwać z tej kotwicy historycznej bez nadania Polakom pozostającym na Kresach pełnej podmiotowości i prawa do czynnego udziału w życiu politycznym czy publicznym Kraju. Jeśli nie będą oni mieli prawa do wybierania choćby własnych senatorów, jeśli nadal obce im władze na ich własnej ziemi będą zuchwale rozstawiać Kresowian po kątach przy kompletnej bierności Warszawy, jeśli państwo polskie nadal będzie wybierać obce interesy ich kosztem lub bez najmniejszego zamiaru postawienia ich spraw na szali, to Jałta będzie trwała w najlepsze, tak w polskich sercach, jak i w umysłach. Viktor Orban pokazał, że można ten łańcuch pochwycić. Trzeba tylko chcieć.

Źródło: http://niepoprawni.pl/blog/pacyna/jaltanska-kotwica-historyczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze