Strony

niedziela, 8 listopada 2015

Czy nasz transatlantyk "Batory" mógł zatonąć jak "Titanic"?

Z bloga Leopardy...

W dniu 23.4.1967 roku polski liniowiec "MS (M/V) Batory" uderzył w górę lodową.
Pisząc post na moim blogu o "Titanicu" o górach lodowych (w sierpniu 2014 roku)  znalazłam taką krótką informację w Internecie, że "Batory" uderzył w górę lodową (link do tej strony, obecnie archiwalnej). Zaczęłam szukać informacji na ten temat w Internecie i nic nie znalazłam. 
2 listopada napisałam post na temat ofiar "Titanica" i do dyskusji włączył się nasz komentator "Kula Lis". A ponieważ pamiętałam, że jest człowiekiem morza to zadałam mu pytanie czy czegoś nie wie na temat tego zdarzenia. Okazało się, że wie.
W marcu tego roku, na polonijnej stronie ukazała się relacja pasażerki opisująca ten rejs. A rejs był bardzo pechowy. W pobliżu Kopenhagi "Batory" uderzył w inny statek.


17 kwietnia 1967 roku w rejonie latarniowca Øresund w pobliżu Kopenhagi "Batory" zderzył się z fińskim statkiem "Arcturus" nie odnosząc większych uszkodzeń. (tak opisuje to Wikipedia)
Batory niezbyt ucierpiał. Uszkodzony został bęben kotwiczny i część bariery. Statek wyruszył z opóźnieniem i zmienił trasę.
Ponieważ mieliśmy opóźnienie, zamiast płynąć dużym łukiem do Labradoru, kapitan postanowił popłynąć dalej na północ i ten łuk nieco zmniejszyć. Wyglądało więc, że trasa się nieco skurczyła.
Po wyjściu z Suthampton mało nie doszło do kolejnego zderzenia z innym statkiem. Na morzu Północnym "Batory" przeżył sztorm, ale Atlantyk był już spokojny. Gdy statek zbliżył się do półwyspu Labradorskiego góry lodowe były po obu stronach statku.
Co więcej, po obu stronach burty mieliśmy dryfującą krę lodową. Było jej tyle, że górne warstwy kry wychodziły nawet ponad pokład. Statek prawie nie płynął. Miałam takie wrażenie, jakby wóz na żelaznych kołach jechał po kocich łbach. Siedząc przy obiedzie przy stoliku dyskutowaliśmy nawet, którą ze ścian statku kra rozbije jako pierwszą. Kra towarzyszyła naszemu statkowi już cały dzień. Wiedzieliśmy, że w razie gdyby coś się stało, to przez tę krę nie dopłynie do nas żaden statek. Nie da się też spuścić żadnej łodzi ratunkowej. Zdawaliśmy sobie sprawęże statek porusza się w żółwim tempie. Wszędzie dookoła kra, a za nami sunęła się tylko taka mała smużka wody. Byliśmy już chyba blisko miejsca, gdzie zatonął Titanic…
Na statku odbywał się bal kapitański. Nagle coś się stało, wyszli oficerowie, a statek się przechylał. 
Statek zupełnie przypadkowo dostał się w pole spiętrzonej, pływającej kry. Do tego otarliśmy się o górę lodową. Wprawdzie niezbyt dużą, ale to wystarczyło, by w burcie powstały trzy niebezpieczne dziury…
Dalej autorka tego wspomnienia pisze, że załoga nie udzielała żadnych informacji pasażerom, po prostu nic się nie stało, wszystko było w porządku. Ona sama widzi jak pompy wypomwywały wodę ze statku, a nurek wchodził do wody. Załatano te trzy dziury. Problem był z pompami, bowiem "Batory" wiózł mąkę ziemniaczaną, która rozpuściła się w wodzie i pozatykała pompy poza jedną. A do tej zaczęło brakować paliwa… 
Jedna śruba nie pracowała, dziób statku zanurzony. Tak płynęli przez trzy dni. A na pokładzie było 2,5 tysiąca ludzi (o 300 więcej niż na "Titanicu").
Pilot, który wszedł na pokład nakazał nadać SOS do wszystkich portów, ale pomoc nie okazała się konieczna, statek sam dopłynął do portu.
Tak pokrótce opisałam to zdarzenie (kursywą są cytaty). Opis jest bardziej dramatyczny. Całość pod linkiem:
To zdarzenie zostało przemilczane. No bo jak to mogło być, że w czasach PRL-u statek mógł mieć kolizję z górą lodową. Tak jak burżuazyjny statek "Titanic". To było nie do pomyślenia. A kolizje z górami lodowymi były bardzo częste w tamtych czasach. Poniżej mamy wykres ile było kolizji w innych latach.
Kolizje statków w latach 1901–1939 (wykresy zrobiłam dla postu o "Titanicu", dlatego takie przedziały czasowe).
Nie nadano sygnału SOS. Dlaczego? Wydaje mi się, że też przez cenzurę. W czasach PRL-u byli radioamatorzy. Ci radioamatorzy rozmawiali z różnymi statkami. Co by było gdyby taki radioamator namierzył taki sygnał z "Batorego"?
Przekleństwem czasów liniowców był rozkład jazdy. On był najważniejszy, ważniejszy od bezpieczeństwa. Czytałam, że normalną praktyką w tamtych czasach było nie zmniejszanie prędkości w trudnych warunkach, a uniknięcie zderzeń z innymi statkami było przemilczane.
"Titanic" tonął prawie trzy godziny. To była tylko zasługa heroicznej załogi maszynowni. Gdyby nie ich praca to statek o wiele szybciej poszedłby na dno.
"Batoremu" się udało, dopłynął. Szkoda, że nie ma żadnych opisów tego zdarzenia przez członków załogi. Znalazłam taką informację:
Inną dramatyczną sytuacją było zderzenie z odpryskiem góry lodowej. - Trafił sięmiędzy krą. To był tak zwany blue ice, lód wielowarstwowy, dużo twardszy od zwykłego - część wiecznej zmarzliny. Woda zalała jedną ładownię, ale nie na darmo jeszcze podczas wojny "Batorego" nazwano "lucky ship"- statek szczęściarz. I tym razem udało się bezpiecznie dopłynąć do portu.
To jak to było z tym naszym statkiem? Góra lodowa, odprysk czy kra? Może ktoś z Was coś wie na ten temat? Podobieństw do "Titanica" jest trochę. Kolizje z innymi statkami ("Titanic" uniknął jej o włos w Southampton). Zmiana trasy statku przez kapitana. No i ten lód. 
"Batory" był nazywany szczęśliwym statkiem, bowiem wiele razy cało wychodził z opresji. A na pewno "Titanic" szczęścia nie miał.

Źródło : http://leoparda.neon24.pl/post/127204,czy-nasz-transatlantyk-batory-mogl-zatonac-jak-titanic

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

komentarze