Kiedyś puszczano w telewizji, aż do znudzenia program Wielki Brat. Mogliśmy w nim poznać starannie zweryfikowanych kandydatów przy każdej ich światopoglądowej pogadance i wykonywaniu codziennych czynności. Wszystko wykonywali oni pod okiem kamer, każde wypowiedziane słowo było słyszalne, nawet pod prysznic chodzili na wizji, program był wszędzie. Wygrany dostawał jakąś kasę i znikał z życia publicznego, pozostawiając za sobą niepamięć, bo przecież mało, kto, nawet z telewizyjnych fanatyków dzisiaj pamięta tamtych ludzi, których telewizja obnażała całkowicie, a jednak niewiedza o tym, kto wygra, pozostawała do końca...
Tymczasem mamy za
kilka dni wybory na, podobno, najważniejszy urząd w państwie i o kandydatach
nie wiemy praktycznie nic. Jeszcze zresztą zanim ich poznaliśmy wszystkie media
od TVN po TV Republikę podały, że w drugiej turze zmierzy się Andrzej Duda z
urzędującym prezydentem Bronisławem Komorowskim. O pierwszym z nich nic wówczas
nie było wiadomo, ot wybranek Jarosława Kaczyńskiego powtarzający wyuczone
slogany, plastikowy filosemita przypominający wyuczoną prostych sztuczek małpkę
i „prezydęt”, znany głównie ze swego dziwnego zachowania, jak skakanie po
krzesłach w Japonii, gdzie głupkowato się ośmieszał. Nic więcej i oto narzucono
ludziom, że tylko ci dwaj i nikt po za nimi się nie liczy.
Nowi kandydaci doszli
tylko na dostawkę. Zebrali podpisy, ale powiedziano już ludziom, że ci się nie
liczą, głosowanie na nich, to marnowanie głosu, bo można jedynie głosować na
Dudę i Komorowskiego, ludzi, którzy wywodzą się z systemowego betonu, mają tą
samą linię programową i niczym się w praktyce nie różnią po za medialną
sztuczną linią podziału, zarysowaną dla ludzi podatnych na manipulację
medialne.
Oczywiście w
demokratycznym kraju kandydatów należy zapoznać z wyborcami, każdy powinien mieć
identyczny czas medialny. Nic podobnego. Duda i Komorowski, to te osoby, o
których media mówią przez cały czas, o innych kandydatach napominając jedynie
okazjonalnie, z reguły po to, by manipulując ich wypowiedziami, ośmieszyć tych
kandydatów przed wyborcami.
Wczoraj miała miejsce
jedyna dotąd debata, która nie dopuszczała żadnej debaty, a trwała około półtorej godziny, w której każdy z kandydatów miał okazję wypowiadać się przez około 15 minut, była w zasadzie
zaplanowaną nudną projekcją kandydatów, którą Bronisław Komorowski zupełnie „olał”.
Widać było też sztuczną postać wiotkiego Dudy tak zaciekle lansowanego przez
mainstreamowe media i wyższość innych kandydatów, którym nie dano jednak
rozwinąć skrzydeł podczas tej jedynej, marnej szansy na nieskrępowane medialne
wypowiedzi.
Jak to jest, że w
kraju pono demokratycznym, więcej miejsca poświęca się jakimś jednorazowym postaciom
z Wielkiego Brata, których media zapominają po tygodniu od końca emisji
programu, niż kandydatom na urząd w kraju, o których historia pamiętać będzie
zawsze? Czy to demokracja? Jeśli tak to jest to demokracja medialna i nie ma
znaczenia to, jak kto zagłosuje, tylko to, jaki scenariusz napisali ci, którzy
owe media mają w garści.
Pocieszającym jest
jednak inicjatywa zwolenników PiS, którzy wystosowali apel do Pana Dudy, by,
jeśli ma honor, oddał swe głosy na Pana Brauna, inaczej pono przegra sromotnie. Na ile ten apel będzie skutecznym, nie wiem, ale rzecz powinno poprzeć jak najwięcej jego zwolennikom, a i sam kandydat wie, jak marnie się prezentuję, co widać po braku pewności, to bez wątpienia zmieniłoby system w Polsce.
lju
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
komentarze